Moją przygodę z górami rozpocząłem w 2007 roku. Jednakże wyjazdy były sporadyczne, a cele typowo turystyczne. Prolog Live the Adventure miał miejsce w 2009 roku, kiedy smak przygody na dobre wtargnął w moje życie...
Rok 2010 miał być kolejnym szczeblem w drabinie
marzeń, kolejnym krokiem w rozwoju osobistym, a przede wszystkim miał przynieść
możliwości zdobywania nowych doświadczeń. W miarę poukładane moje życie
wtargnęły zmiany i przewartościowały mój świat. Rok ten to poszukiwanie nowych
wyzwań, poszerzania horyzontu i permanentne zaspokojenie własnego ego. Poznałem
czym jest strach w górach, pokora, partnerstwo. Podobnie jak u wielu ludzi
wokół mnie, dążenie do wciąż nowych doświadczeń przynoszących coraz to większe
dawki adrenaliny stało się uzależnieniem.
Rok 2010
rozpocząłem mocnym akcentem na lodospadach na Małej Fatrze - http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=9009
(24.1.2010 Grzesiek, Piotrek, KT). Pierwsze spotkanie z lodem w takich
rozmiarach przyniosły wiele emocji i satysfakcji. Co prawda wspinaliśmy się
jedynie „na wędkę”, a trudności nie przewyższały WI.3 to i tak było to dla mnie
sporym wyzwaniem. Fascynacja wspinaniem w lodzie była na tyle duża, że już w
ten dzień planowaliśmy zakup sprzętu do wspinania w lodzie, a także pojawiły
się już pierwsze plany i marzenia z tym związane.
Kolejnym
naszym wypadem był treking na Sławkowski Szczyt - http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?p=422216
- 422216 (7.02.2010 Grzesiek, Tomek, KT). Szczyt może okazać się ciekawym
celem wycieczki tylko i wyłącznie ze względu na roztaczający się z niego widok.
Niestety nam pogoda nie dopisała. Nie zawiodło jednak towarzystwo!
Potem góry
dały mi szereg lekcji. Dwa wycofy spod Lodowego Szczytu zmusiły do refleksji - http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=9198
(20/21.02.2010, Lodowy Szczyt (wycof) i 7.03.2010, Lodowy Szczyt (wycof),
Grzesiek, Tomek, KT). Trafialiśmy na fatalne warunki śniegowe, a mimo tego
uparcie i łapczywie patrzyliśmy w stronę Lodowego. Mimo wszystko myślę, że
decyzje wycofów były słuszne.
Po tych dwóch nieudanych
próbach wejścia na Lodowy chciałem trochę odpocząć od totalnej wyrypy.
(23.02.2010 i 24.02.2010, Asia, KT). Udało mi się to przez kilka dni spędzonych
w Zakopanym. Spacerowaliśmy wtedy po dolinach m.in. Chochołowskiej i
Kondratowej.
Na nizinach przyszła wiosna. W perspektywie miałem
zwiedzanie kilku jaskiń na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej. Jednakże, aby do
tego doszło trza było poćwiczyć różne operacje sprzętowe związane z technikami jaskiniowymi.
Polem do ćwiczeń był kamieniołom w Straconce. W dniach 19, 21 i 23 marca wraz
ze znajomym Tomkiem ćwiczyliśmy zjazdy, przepinki, podchodzenie i poręczowanie.
Pewnego dnia, wisząc na linie i wykonując jakąś operację zerknąłem w dal.
Zauważyłem stado chadzających po lesie dzików. Szukały one pożywienia ryjąc w
liściach i głośno chrumkając. Wołam do Tomka, który odpoczywał na dole:
-
„Tomasz, patrz – stado dzików”.
-
„A pier..lisz!!! Masz dziki, chyba w du.ie!!!” – odburknął pod
nosem.
-
„Poważnie Ci mówię. Byłoby ciekawie gdyby tutaj podeszły i...
„ – nie dokończywszy zdania zauważyłem, że nagle całe stado odwróciło swoją
uwagę od leśnych smakołyków i ruszyły w naszą stronę.
-
„ Tomek!!! Spier..laj, biegną tutaj”. Kompan złapał w mgnieniu
oka przyrządy , wpiął je do liny i zaczął małpować w moją stronę. Dziki
podeszły pod ścianę i zaczęły delektować się znalezionymi smakołykami. „Ciekawe
jak długo tutaj będziemy wisieć?” – z uśmiechem i pewną dozą kpiny, ale nie
ukrywam, że również z ulgą powiedziałem do kolegi.
Wisieliśmy tak może z 30min. Po
czym dziki stopniowo oddalały się od nas. W międzyczasie zaczęło robić się
ciemno. Zanim zwinęliśmy cały sprzęt i liny zrobiło się bardzo ciemno. Do
samochodu mieliśmy może jakieś 20min przez las. Droga prowadziła w kierunku w
którym oddaliły się nasi włochaci znajomi. Z ciężkimi plecakami, kamieniami w
rękach i duszą na ramieniu przeszliśmy ten odcinek oglądając się co chwilę za
siebie.
W kwietniu, kiedy to
skały wyschły w wiosennym słońcu i zrobiło się cieplej postanowiliśmy wraz z
Grześkiej trochę powspinać się w
skałach (2.04.2010). Pierwszy raz byłem w Mirowie. Pomimo, iż znajduje się tu
większość dróg powyżej VI, czyli poza moim zasięgiem, bardzo spodobał mi się
ten rejon. Głównie wspinaliśmy się w Grupie Trzech Sióstr. Udało mi się zrobić
kilka OS-ów w granicach od V do –VI.
Wszelkie nabyte
umiejętności związane z technikami jaskiniowymi trzeba było w końcu wykorzystać
w praktyce. Podczas dwudniowego wyjazdu na Jurę postanowiliśmy z Tomkiem
odwiedzić kilka jaskiń. Niestety znaleźliśmy tylko Jaskinię Racławicką (http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=9499,
18.04.2010 Tomek Stryczek, KT). Muszę powiedzieć, że nie sądziłem, że penetracja
dziury tak bardzo mi się spodoba. Jaskinia wywarła na mnie ogromne wrażenie.
Różne formy nacieków, przejść i korytarzy przyniosły wiele emocji. Poznałem
kolejny obszar aktywności, który mnie zafascynował. Jeszcze tego samego
wieczora wylądowaliśmy w Dolinie Kobylańskiej, gdzie dojechała do nas druga
część „grupy żywieckiej” na melanż. Kolejnego dnia udało mi się zrobić bardzo
fajną V drogę: Rysę Długosza.
Zatęskniło się jednak za
Tatrami. Od kilku miesięcy znajomy prosił mnie, abym zabrał go w Tatry. Majowy
weekend okazał się doskonały okresem na wiosenny spacer. Wraz z Adamem
wchodzimy na taternicki wierzchołek Świnicy (1.05.2010, http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=9572,
Adam, KT). Stanowi to rozgrzewkę przed kolejnym wypadem w Tatry.
Kolejny wyjazd w Tatry
stanowi dla mnie pierwszy w tym roku przełom. Pokazuje nam, że pomimo naszego
marnego doświadczenia możemy przejść jakąś ciekawą drogę w nieciekawych
warunkach. Doskonale pamiętam emocje jakie towarzyszyły mi podczas przejścia
grani Lodowego Szczytu (http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=9669,
Grzesiek, KT). Poznałem wtedy czym jest w górach strach i partnerstwo, a także
poczułem na ile mnie stać.
Pewnego rodzaju pauzą miał być wyjazd z Tomkiem na
Jurę. Głównym celem było lightowy trening wspinania w stylu TR. Miał być ligt,
a wyszło jak zwykle. Padły drogi od III+ do V+. (30.05.2010, http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=9740,
Tomek, KT).
Jak już ktoś powiedział:
„apetyt rośnie w trakcie jedzenia”. Po udanym przejściu Grani Lodowego Szczytu
przyszła kolej na Gerlach drogą od Przełęczy Tetmajera . http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=9768
(6.06.2010, Grzesiek, KT). Ładne podejście na przełęcz w twardym śniegu i
lodzie oraz ciekawa akcja w skale na grani przyniosło wiele satysfakcji.
Problemem okazało się zejście. Mokry i ciężki śnieg w żlebie oraz zjazdy
wodospadami z Batyżowieckiej Próby dało się nam we znaki.
Potem przyszedł czas, aby zasmakować Alp.
Grossglockner od dawna był w naszej sferze marzeń http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=9877
(22.06.2010,Grzesiek, KT). Pomimo osiągnięcia tylko niższego wierzchołka,
wyjazd uznaję za bardzo udany. Kilka dni w tym pięknym rejonie pozwolił na
sprawdzenie naszych mocnych i złych stron. Niestety do pełnego sukcesu brakło
nam trochę szczęścia i zimnej krwi. Będzie jeszcze czas wyrównać z nim
rachunki.
Po przyjeździe z Alp, Grań Kościelców okazała się
wielkim rozczarowaniem. (4.07.2010, Tomek Ścieżka, KT). Niestety, ponowne jej
przejście nie wyzwoliło w nas większych emocji.
Kilka dni spędzonych na Jurze pozwoliły trochę
oderwać się od gór. W Jerzmanowicach, a
potem w Mirowie (1-4.08.2010, Grzesiek, Tomek, KT) wspinaliśmy się tradycyjnie
i sportowo. Padło kilka ciekawych dróg do VI.1.
Jedną z
ciekawszych dróg jakie puściły w tym roku w Tatrach była wschodnia grań Żabiego
Konia (http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=10144&highlight=%AFabi+konik,
8.08.2010, Grzesiek, KT). Kawał fajnej zabawy w litej skale. Wokół dużo
powietrza.
Doszedłem do wniosku, że turystycznie też trzeba
coś połazić. Pierwszy raz zrobiłem odcinek Krzyżne – Granaty (23.08.2010, Ola,
KT). Sporo ludzi wisiało na łańcuchach. Ogólnie bardzo miły trek w miłym
towarzystwie.
Końcem sierpnia rozpocząłem kurs. Niestety pogoda
nie sprzyjała. Pierwsze dwie drogi zrobiliśmy w bardzo niskich temperatura i
niesprzyjającej aurze – prószył śnieg). Po zrobieniu Środkowego Żebra na
Granatach i Setki na Kościelcu totalnie dupnęło. Spadło 50cm śniegu. Tak
właśnie skończyło się lato dla mnie w Tatrach.
Po
przyjeździe do domu pospacerowałem trochę po okolicy: Szyndzielnia, Klimczok,
Skrzyczne (16 i 20.09.2010, Żaneta, Ramzes, KT)
W październiku poznałem bardzo ciekawy rejon
wspinaczkowy na Słowacji – Hradok (3.10.2010, Grzesiek, Tomek, Grzesiek-Dziar,
KT). Niewątpliwie skała robi wrażenie. Wysokość dochodzi do 100m. Drogi
wielowyciągowe. Wspinanie TRAD. Trudności zazwyczaj około VI, ale jest kilka IV
i V. Niestety łatwiejsze drogi były mokre.
Kolejne dwa wyjazdy były na Jurę do Doliny
Kobylańskiej (6 i 8.10.2010). Padła kolejna droga, która była moim marzeniem
Direttissima Żabiego Konia. Było rześko.
I znowu zatęskniło się za Tatrami. 3010.2010 udało
mi się w końcu umówić na wspólny wypad w Tatry z Pawłem (http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=10585).
Coroczna akcja staje się już powoli tradycją. Oczywiście, jak to w Tatrach bywa
pogoda pokrzyżowała nam plany. Ostatecznie wylądowaliśmy na Środkowym Żebrze na
Granatach. W takich warunkach wcale nie było to banalnie. Początek drogi
zasypany już śniegiem tał się we znaki – reszta do zwykły drytool z miejscowymi
odcinkami w śniegu. Było naprawdę mrocznie.
Rozochocony wspinaniem w takich warunkach, pomimo
halnego wybraliśmy się na Wschodnią Grań Świnicy (14.11.2010, http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=10647,
Grzesiek, Zbyszek, Tomek Dziar, KT). Głównym bohaterem tego dnia był wiatr. To
on rozdawał karty. Za Gąsienicową Turnią zrobiło się naprawdę mrocznie. Chyba
po raz pierwszy, stanąłem przed przeszkodą w Tatrach, którą nie wiedziałem jak
przejść. Ostatecznie po godzinnej kombinacji rozgryzłem ją eksponowanym
trawersem. Niestety, zbliżający zmierzch nie pozwolił na kontynuację wspinaczki.
Zaliczyliśmy wycof.
Po
skompletowaniu szurającego sprzętu przyszedł czas na jego sprawdzenie.
Konsekwencją tego było popełnienie dwóch beskidzkich tur (http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=10760).
Leniwy spacer na Błatnią zamienił się w niezłą pogodową jatkę (1.12.2010,
Ramzes, KT), a na Pilsku o mało nie urwało mi głowy wraz z przymarzniętą do
twarzy kominiarką (19.12.2010, Tomek, Grzesiek (Dziar), KT).
Rok zakończyłem porywającym Sylwestrem w Osadnicy (Słowacja). Udało mi się nawet zaszurać na Wielką Raczę z której oglądałem zachód słońca.
Podsumowując, rok 2010 zaliczam do udanych.
Pozwolił mi on na spełnienie kilku marzeń i realizację paru konkretnych akcji.
Niewątpliwie charakterystycznym elementem mojej działalności w górach w tym
roku było dążenie ku wszechstronności. Nie ograniczanie się do jednego rodzaju
aktywności przyniosło mi wiele satysfakcji, a także przesunęło wiele
wewnętrznych oraz zewnętrznych barier. To, o czym w zeszłym roku mogłem tylko
pomarzyć, w tym roku mogłem o to powalczyć. Każdy choć całkowicie nieudany
wyjazd był osobistym sukcesem, gdyż wzbogacał mnie o nowe doświadczenia. Słowa:
„Jest mrok – jest rześko !!!”
nabrały dla mnie nowego znaczenia.
Bez wątpienia chciałbym w tym miejscu podziękować
wszystkim moim towarzyszą górskich akcji, a w szczególności:
- Grześkowi Cieślikowi – za partnerstwo liny, zaufanie i
przejęcie prowadzenia podczas zejścia na końcowym odcinku ramienia Lodowego
Szczytu,
-
Tomkowi Ścieszce – za wspólne wyjazdy w skały i wielokrotny
melanż wspinaczkowy,
-
Tomkowi Stryczkowi – za akcję w Jaskini Racławickiej,
-
Grześkowi (Dziar) – za opowieści dziwnej treści i filozoficzne
gawędy,
-
Pawłowi (Killerus) – za piękną akcję na Żebrze i luz podczas
wspinania.
Dzięki również wszystkim osobom na http://forum.turystyka-gorska.pl za
liczne rozmowy, informacje, uwagi i możliwość dzielenia się z Wami większością
moich sukcesów i porażek.
Do zobaczenia w górach !!!
KT
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz