czwartek, 15 września 2011

2010 by KT

Moją przygodę z górami rozpocząłem w 2007 roku. Jednakże wyjazdy były sporadyczne, a cele typowo turystyczne. Prolog Live the Adventure miał miejsce w 2009 roku, kiedy smak przygody na dobre wtargnął w moje życie... 






Rok 2010 miał być kolejnym szczeblem w drabinie marzeń, kolejnym krokiem w rozwoju osobistym, a przede wszystkim miał przynieść możliwości zdobywania nowych doświadczeń. W miarę poukładane moje życie wtargnęły zmiany i przewartościowały mój świat. Rok ten to poszukiwanie nowych wyzwań, poszerzania horyzontu i permanentne zaspokojenie własnego ego. Poznałem czym jest strach w górach, pokora, partnerstwo. Podobnie jak u wielu ludzi wokół mnie, dążenie do wciąż nowych doświadczeń przynoszących coraz to większe dawki adrenaliny stało się uzależnieniem.

Rok 2010 rozpocząłem mocnym akcentem na lodospadach na Małej Fatrze -  http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=9009 (24.1.2010 Grzesiek, Piotrek, KT). Pierwsze spotkanie z lodem w takich rozmiarach przyniosły wiele emocji i satysfakcji. Co prawda wspinaliśmy się jedynie „na wędkę”, a trudności nie przewyższały WI.3 to i tak było to dla mnie sporym wyzwaniem. Fascynacja wspinaniem w lodzie była na tyle duża, że już w ten dzień planowaliśmy zakup sprzętu do wspinania w lodzie, a także pojawiły się już pierwsze plany i marzenia z tym związane.


Kolejnym naszym wypadem był treking na Sławkowski Szczyt - http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?p=422216 - 422216 (7.02.2010 Grzesiek, Tomek, KT). Szczyt może okazać się ciekawym celem wycieczki tylko i wyłącznie ze względu na roztaczający się z niego widok. Niestety nam pogoda nie dopisała. Nie zawiodło jednak towarzystwo!



Potem góry dały mi szereg lekcji. Dwa wycofy spod Lodowego Szczytu zmusiły do refleksji - http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=9198 (20/21.02.2010, Lodowy Szczyt (wycof) i 7.03.2010, Lodowy Szczyt (wycof), Grzesiek, Tomek, KT). Trafialiśmy na fatalne warunki śniegowe, a mimo tego uparcie i łapczywie patrzyliśmy w stronę Lodowego. Mimo wszystko myślę, że decyzje wycofów były słuszne.


Po tych dwóch nieudanych próbach wejścia na Lodowy chciałem trochę odpocząć od totalnej wyrypy. (23.02.2010 i 24.02.2010, Asia, KT). Udało mi się to przez kilka dni spędzonych w Zakopanym. Spacerowaliśmy wtedy po dolinach m.in. Chochołowskiej i Kondratowej.

Na nizinach przyszła wiosna. W perspektywie miałem zwiedzanie kilku jaskiń na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej. Jednakże, aby do tego doszło trza było poćwiczyć różne operacje sprzętowe związane z technikami jaskiniowymi. Polem do ćwiczeń był kamieniołom w Straconce. W dniach 19, 21 i 23 marca wraz ze znajomym Tomkiem ćwiczyliśmy zjazdy, przepinki, podchodzenie i poręczowanie. Pewnego dnia, wisząc na linie i wykonując jakąś operację zerknąłem w dal. Zauważyłem stado chadzających po lesie dzików. Szukały one pożywienia ryjąc w liściach i głośno chrumkając. Wołam do Tomka, który odpoczywał na dole:
-         „Tomasz, patrz – stado dzików”.
-         „A pier..lisz!!! Masz dziki, chyba w du.ie!!!” – odburknął pod nosem.
-         „Poważnie Ci mówię. Byłoby ciekawie gdyby tutaj podeszły i... „ – nie dokończywszy zdania zauważyłem, że nagle całe stado odwróciło swoją uwagę od leśnych smakołyków i ruszyły w naszą stronę.
-         „ Tomek!!! Spier..laj, biegną tutaj”. Kompan złapał w mgnieniu oka przyrządy , wpiął je do liny i zaczął małpować w moją stronę. Dziki podeszły pod ścianę i zaczęły delektować się znalezionymi smakołykami. „Ciekawe jak długo tutaj będziemy wisieć?” – z uśmiechem i pewną dozą kpiny, ale nie ukrywam, że również z ulgą powiedziałem do kolegi.
Wisieliśmy tak może z 30min. Po czym dziki stopniowo oddalały się od nas. W międzyczasie zaczęło robić się ciemno. Zanim zwinęliśmy cały sprzęt i liny zrobiło się bardzo ciemno. Do samochodu mieliśmy może jakieś 20min przez las. Droga prowadziła w kierunku w którym oddaliły się nasi włochaci znajomi. Z ciężkimi plecakami, kamieniami w rękach i duszą na ramieniu przeszliśmy ten odcinek oglądając się co chwilę za siebie.

W kwietniu, kiedy to skały wyschły w wiosennym słońcu i zrobiło się cieplej postanowiliśmy wraz z Grześkiej trochę powspinać  się w skałach (2.04.2010). Pierwszy raz byłem w Mirowie. Pomimo, iż znajduje się tu większość dróg powyżej VI, czyli poza moim zasięgiem, bardzo spodobał mi się ten rejon. Głównie wspinaliśmy się w Grupie Trzech Sióstr. Udało mi się zrobić kilka OS-ów w granicach od V do –VI.

Wszelkie nabyte umiejętności związane z technikami jaskiniowymi trzeba było w końcu wykorzystać w praktyce. Podczas dwudniowego wyjazdu na Jurę postanowiliśmy z Tomkiem odwiedzić kilka jaskiń. Niestety znaleźliśmy tylko Jaskinię Racławicką (http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=9499, 18.04.2010 Tomek Stryczek, KT). Muszę powiedzieć, że nie sądziłem, że penetracja dziury tak bardzo mi się spodoba. Jaskinia wywarła na mnie ogromne wrażenie. Różne formy nacieków, przejść i korytarzy przyniosły wiele emocji. Poznałem kolejny obszar aktywności, który mnie zafascynował. Jeszcze tego samego wieczora wylądowaliśmy w Dolinie Kobylańskiej, gdzie dojechała do nas druga część „grupy żywieckiej” na melanż. Kolejnego dnia udało mi się zrobić bardzo fajną V drogę: Rysę Długosza.


Zatęskniło się jednak za Tatrami. Od kilku miesięcy znajomy prosił mnie, abym zabrał go w Tatry. Majowy weekend okazał się doskonały okresem na wiosenny spacer. Wraz z Adamem wchodzimy na taternicki wierzchołek Świnicy (1.05.2010, http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=9572, Adam, KT). Stanowi to rozgrzewkę przed kolejnym wypadem w Tatry.

Kolejny wyjazd w Tatry stanowi dla mnie pierwszy w tym roku przełom. Pokazuje nam, że pomimo naszego marnego doświadczenia możemy przejść jakąś ciekawą drogę w nieciekawych warunkach. Doskonale pamiętam emocje jakie towarzyszyły mi podczas przejścia grani Lodowego Szczytu (http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=9669, Grzesiek, KT). Poznałem wtedy czym jest w górach strach i partnerstwo, a także poczułem na ile mnie stać. 



Pewnego rodzaju pauzą miał być wyjazd z Tomkiem na Jurę. Głównym celem było lightowy trening wspinania w stylu TR. Miał być ligt, a wyszło jak zwykle. Padły drogi od III+ do V+.  (30.05.2010, http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=9740, Tomek, KT).

Jak już ktoś powiedział: „apetyt rośnie w trakcie jedzenia”. Po udanym przejściu Grani Lodowego Szczytu przyszła kolej na Gerlach drogą od Przełęczy Tetmajera . http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=9768 (6.06.2010, Grzesiek, KT). Ładne podejście na przełęcz w twardym śniegu i lodzie oraz ciekawa akcja w skale na grani przyniosło wiele satysfakcji. Problemem okazało się zejście. Mokry i ciężki śnieg w żlebie oraz zjazdy wodospadami z Batyżowieckiej Próby dało się nam we znaki. 




Potem przyszedł czas, aby zasmakować Alp. Grossglockner od dawna był w naszej sferze marzeń http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=9877 (22.06.2010,Grzesiek, KT). Pomimo osiągnięcia tylko niższego wierzchołka, wyjazd uznaję za bardzo udany. Kilka dni w tym pięknym rejonie pozwolił na sprawdzenie naszych mocnych i złych stron. Niestety do pełnego sukcesu brakło nam trochę szczęścia i zimnej krwi. Będzie jeszcze czas wyrównać z nim rachunki.




Po przyjeździe z Alp, Grań Kościelców okazała się wielkim rozczarowaniem. (4.07.2010, Tomek Ścieżka, KT). Niestety, ponowne jej przejście nie wyzwoliło w nas większych emocji.

Kilka dni spędzonych na Jurze pozwoliły trochę oderwać się od gór. W Jerzmanowicach,  a potem w Mirowie (1-4.08.2010, Grzesiek, Tomek, KT) wspinaliśmy się tradycyjnie i sportowo. Padło kilka ciekawych dróg do VI.1.

Jedną z ciekawszych dróg jakie puściły w tym roku w Tatrach była wschodnia grań Żabiego Konia (http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=10144&highlight=%AFabi+konik, 8.08.2010, Grzesiek, KT). Kawał fajnej zabawy w litej skale. Wokół dużo powietrza.



Doszedłem do wniosku, że turystycznie też trzeba coś połazić. Pierwszy raz zrobiłem odcinek Krzyżne – Granaty (23.08.2010, Ola, KT). Sporo ludzi wisiało na łańcuchach. Ogólnie bardzo miły trek w miłym towarzystwie.

Końcem sierpnia rozpocząłem kurs. Niestety pogoda nie sprzyjała. Pierwsze dwie drogi zrobiliśmy w bardzo niskich temperatura i niesprzyjającej aurze – prószył śnieg). Po zrobieniu Środkowego Żebra na Granatach i Setki na Kościelcu totalnie dupnęło. Spadło 50cm śniegu. Tak właśnie skończyło się lato dla mnie w Tatrach.



Po przyjeździe do domu pospacerowałem trochę po okolicy: Szyndzielnia, Klimczok, Skrzyczne (16 i 20.09.2010, Żaneta, Ramzes, KT)



W październiku poznałem bardzo ciekawy rejon wspinaczkowy na Słowacji – Hradok (3.10.2010, Grzesiek, Tomek, Grzesiek-Dziar, KT). Niewątpliwie skała robi wrażenie. Wysokość dochodzi do 100m. Drogi wielowyciągowe. Wspinanie TRAD. Trudności zazwyczaj około VI, ale jest kilka IV i V. Niestety łatwiejsze drogi były mokre.



Kolejne dwa wyjazdy były na Jurę do Doliny Kobylańskiej (6 i 8.10.2010). Padła kolejna droga, która była moim marzeniem Direttissima Żabiego Konia. Było rześko.

I znowu zatęskniło się za Tatrami. 3010.2010 udało mi się w końcu umówić na wspólny wypad w Tatry z Pawłem (http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=10585). Coroczna akcja staje się już powoli tradycją. Oczywiście, jak to w Tatrach bywa pogoda pokrzyżowała nam plany. Ostatecznie wylądowaliśmy na Środkowym Żebrze na Granatach. W takich warunkach wcale nie było to banalnie. Początek drogi zasypany już śniegiem tał się we znaki – reszta do zwykły drytool z miejscowymi odcinkami w śniegu. Było naprawdę mrocznie.




Rozochocony wspinaniem w takich warunkach, pomimo halnego wybraliśmy się na Wschodnią Grań Świnicy (14.11.2010, http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=10647, Grzesiek, Zbyszek, Tomek Dziar, KT). Głównym bohaterem tego dnia był wiatr. To on rozdawał karty. Za Gąsienicową Turnią zrobiło się naprawdę mrocznie. Chyba po raz pierwszy, stanąłem przed przeszkodą w Tatrach, którą nie wiedziałem jak przejść. Ostatecznie po godzinnej kombinacji rozgryzłem ją eksponowanym trawersem. Niestety, zbliżający zmierzch nie pozwolił na kontynuację wspinaczki. Zaliczyliśmy wycof.



Po skompletowaniu szurającego sprzętu przyszedł czas na jego sprawdzenie. Konsekwencją tego było popełnienie dwóch beskidzkich tur (http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=10760). Leniwy spacer na Błatnią zamienił się w niezłą pogodową jatkę (1.12.2010, Ramzes, KT), a na Pilsku o mało nie urwało mi głowy wraz z przymarzniętą do twarzy kominiarką (19.12.2010, Tomek, Grzesiek (Dziar), KT).



Rok zakończyłem porywającym Sylwestrem w Osadnicy (Słowacja). Udało mi się nawet zaszurać na Wielką Raczę z której oglądałem zachód słońca.



Podsumowując, rok 2010 zaliczam do udanych. Pozwolił mi on na spełnienie kilku marzeń i realizację paru konkretnych akcji. Niewątpliwie charakterystycznym elementem mojej działalności w górach w tym roku było dążenie ku wszechstronności. Nie ograniczanie się do jednego rodzaju aktywności przyniosło mi wiele satysfakcji, a także przesunęło wiele wewnętrznych oraz zewnętrznych barier. To, o czym w zeszłym roku mogłem tylko pomarzyć, w tym roku mogłem o to powalczyć. Każdy choć całkowicie nieudany wyjazd był osobistym sukcesem, gdyż wzbogacał mnie o nowe doświadczenia. Słowa: „Jest mrok – jest rześko !!!” nabrały dla mnie nowego znaczenia.
Bez wątpienia chciałbym w tym miejscu podziękować wszystkim moim towarzyszą górskich akcji, a w szczególności:
-    Grześkowi Cieślikowi – za partnerstwo liny, zaufanie i przejęcie prowadzenia podczas zejścia na końcowym odcinku ramienia Lodowego Szczytu,
-         Tomkowi Ścieszce – za wspólne wyjazdy w skały i wielokrotny melanż wspinaczkowy,
-         Tomkowi Stryczkowi – za akcję w Jaskini Racławickiej,
-         Grześkowi (Dziar) – za opowieści dziwnej treści i filozoficzne gawędy,
-         Pawłowi (Killerus) – za piękną akcję na Żebrze i luz podczas wspinania.

Dzięki również wszystkim osobom na http://forum.turystyka-gorska.pl za liczne rozmowy, informacje, uwagi i możliwość dzielenia się z Wami większością moich sukcesów i porażek.

Do zobaczenia w górach !!!

KT


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz