wtorek, 20 grudnia 2011

Na mokro...


17.12.2011, Tatry Zachodnie



DŁUGOŚĆ: 900 m
DENIWELACJA: 142 m (-108, +34)
WYSOKOŚĆ OTWORU: ok. 1393 m n.p.m.
POŁOŻENIE OTWORU: Dolina Miętusia, Mała Świstówka


 

OPIS JASKINI: Otwór jaskini o wymiarach 5x2 m przedzielony jest filarem skalnym. Z otworu systemem ciasnych korytarzyków dostajemy się po kilkudziesięciu metrach do niewielkich prożków. W lewo odchodzi ciasna Mylna Rura wpadająca do ciągu głównego w Sali Matki Boskiej. Ciąg główny prowadzi do niej przez kilka niewielkich prożków. Ze stropu Sali Matki Boskiej prowadzi w górę 34 m komin nie zaznaczony na planie. Sala ta jest systemem opadających progów o łącznej deniwelacji 12 m. Dalej ciąg główny łagodnie opada kilka razy gwałtownie zakręcając. W lewo odgałęzia się ciąg studni o łącznej głębokości ok. 30 m. Dalej korytarz wznosi się nieco i doprowadza do niewielkiego progu, a potem znowu opada. Dochodzimy do Rury. W jej stropie widoczne są wymyte przez wodę belemnity. Wchodzimy Rurą w górę. Po kilkunastu metrach główny ciąg rozwidla się. Prawa odnoga prowadzi poziomo na zachód, aż do zamulenia zamykającego dalszą drogę. Lewa natomiast opada Studnią nad Syfonami o głębokości 10 m do błotnego syfoniku. Ten i kolejny Syfon Paszczaka pokonać można na bezdechu. Dalej korytarz opada dwoma pochylniami do trzeciego syfoniku Salome. Za nim Kruchy Korytarzyk prowadzi nad studnię. Tu ciąg opada i rozgałęzia się. Obie odnogi kończą się zawaliskiem. Końcowe zawalisko pod II Studnią leży zaledwie 30 metrów nad partiami zawaliskowymi w Jaskini Miętusiej, której Miętusia Wyżnia kiedyś była częścią.
Żródło: www.sktj.pl



 żródło: www.kktj.pl



            Po przyśpieszonym okresie rekonwalescencji lewego kikuta nadszedł czas na testing w akcji. Po dwóch opuszczonych wyjazdach kursowych w Tatry postanawiam kolejnego nie odpuścić. Pewne wątpliwości nadeszły wraz z perspektywą zrobienia tego na sucho. Na szczęście zostały one natychmiast rozdmuchane dwoma argumentami: pogodą (miało sypać), oraz możliwością zmoczenia dupy w kilku syfonach. Wiadomo: „Jest mrok – jest rześko!!!”


Z Bielska wyjeżdżamy dość późno, bo po godzinie 6 w składzie: Tomek, Agnieszka, Zocha, Piotr. Po wejściu do samochodu burzę sielankę drzemania i zaczynamy głupio gadać. Po drodze zmuszony jestem przez pozostałą część ekipy do wypicia kawy... co skutkuje spóźnieniem się na zbiórkę u wylotu Doliny Kościeliskiej. Czekają na nas: Patrycja, Jacek, Marcin, Honka, Filip, Adam, Michał and Piotr, a także Grupa Podgrzewaczy Jedzenia Klubu Taternictwa Jaskiniowego w Bielsku-Białej w składzie: Frytka & Marcin. Kierownikiem wyjazdu jest Tomek. Drugim nie przemęczającym się instruktorem jest Jurek.

W tak stricte wycieczkowym składzie ruszamy w stronę nory. Śnieżek prószy, temperatura ujemna w normie, robi się rześko, idzie się żwawo. Wraz z nabieraniem wysokości przybywa śniegu i ubywa ubrań. Wchodzimy do żlebu. Tomek zastępuje Tomka w torowaniu. Pierdo...my się z kosówką i w kosówce. Wreszcie podchodzimy pod dziuplę. Ze względów taktyczno-prozaiczno-logistycznych zostajemy podzieleni na dwie grupy. Pierwsza grupa, do której zostałem oficjalnie przydzielony przez jej przewodniczącego Jurka do której zaliczono również: Tomka, Agnieszkę, Patrycję, Jacka i Marcina, a wsparta Grupą Podgrzewaczy uderza do Wyżniej Miętusiej. Pozostali zwiedzają inną, dość okazałą grotonorę. 

Po oszpejeniu się ruszamy. Najpierw systemem dość ciasnych korytarzy. 



Gdzieniegdzie trzeba się schylić, przyklęknąć, poczołgać się, a czasami przecisnąć przez jakiś zacisk. 



Tarcie ogromne – wszystko na sucho. Znalazł się również malutki zjazd w Sali Matki Boskiej. 




Następnie znowu czołganko....




 Niedługo po tym Frytka i Marcin (Sekcja Podgrzewaczy Jedzenia KTJBB) odłączają się od grupy, aby zaporęczować zjazd na Suche Dno. 




Reszta w Rurze podąża dalej. Dochodzimy do Studni nad Syfonami. Tutaj czeka nas jakieś 10 metrów zjazdu – poręczuje Tomek. Po czym dochodzimy do głównej atrakcji dzisiejszego dnia, czyli Błotnego Syfonu. Zastajemy dość wysoki stan wody. Na szczęście na miejscu jest butelka i wiadro do lewarowania. Oczywiście można ów syfonik przejść na bezdechu, ale podobno jest to nie polecany sposób przejścia. Tak więc postanawiamy wybrać wodę. Praca grupowa wre! Po uzyskaniu głębokości kałuży, postanawiamy się prześlizgąć. Całe szczęście na mokro i bez zabezpieczenia. Zacisk dość ciasny. Uczucie wody wlewającej się do gaci – bezcenne. 




Wszyscy grzecznie moczymy dupska. Po kąpieli czeka nas 5-metrowy zjazd i kolejna przeszkoda – Syfon Paszczaka. Niestety zastajemy w nim bardzo wysoki stan wody. Rozochocony poprzednia gimnastyką na mokro próbuję chociaż zerknąć w głąb. Widać jedynie prześwit około 5-10cm. Odpuszczamy lewarowanie wody ze względów czasowo-organizacyjnych (druga grupa już w tym czasie weszła do jaskini na Suche Dno). Powoli zaczynamy wycof. W oddali słychać nawoływanie: „Bierzesz wór i zapierd...asz!!! Rozśpiewaną grupę turystów spotykamy przy zlotowej studni.



My zahaczamy o dno, a druga grupa moczy się w błocie. Przy zjeździe zrzucam tradycyjnie kamień wielkości pięści. Na szczęście Tomasz zdążył się schować za wantę. Po wyjściu z jaskini zerkamy również do tej drugiej grotonory, jak się okazało dość pokaźnej. Miejsce idealne do przebrania mokrych ciuchów oraz wypicia ciepłej herbaty.

Sama jaskinia wydaje się być dość ciekawa przede wszystkim ze względu na trzy syfony. Biorąc pod uwagę rozwiązania logistyczne podczas ich przejścia przy wysokim stanie wody, jaskinia godna polecenia dla lekko szalonych ;) i na pewno jeszcze ją odwiedzę.


Z pozdrowieniami dla części szalonych kursantów SBB 2011...


 




czwartek, 8 grudnia 2011

Pierwszy oddech...


Bielsko-Biała, 7.12.2011

  

        Proces rekonwalescencji trwa... Kikut, choć już nie ten sam co kiedyś, z dnia na dzień pozwala przesunąć horyzont...

Na zajęcia pokazowe szkoły nurkowania Eden Sport zaprosił mnie mój znajomy sąsiad – nurek. Od dawna zerkam łapczywie w tą stronę, tak więc długo nie trzeba było mnie namawiać. Najpierw krótkie szkolenie naziemne dotyczące komunikacji pod wodą. Następnie ubranie całego sprzętu (jacket z butlą, aparat, płetwy, maska), który waży ponad 30kg. Na szczęście w wodzie jest to nie odczuwalne, choć znacznie obniża zwrotność i dynamikę. Po ubraniu zbroi następuje krótka instrukcja obsługi i przedstawienie planu działania w cieczy. A potem maska na gały, aparat w paszcze i...

Zanurzam się... Choć jestem na głębokości 1,3m czuję się niejako przytłoczony całym tym sprzętem. W tym właśnie miejscu następuje pierwszy przełom – zaufanie całemu ustrojstwu i wzięcie oddechu pod wodą. Pierwszy oddech to niesamowite uczucie łamania bariery racjonalności. No jak można oddychać pod wodą? A jednak... Na początku mój oddech jest bardzo krótki i szybki. Ruszamy do przodu... Instruktor towarzysząc mi przez całą długość basenu reguluje poziom powietrza w kieszeniach balastowych określając tym samym głębokość zanurzenia. Wdech – wydech, wdech – wydech... próbuję ustabilizować oddech. Wydaje się to trywialne, aczkolwiek takie nie jest. Po prostu trzeba się z tym oswoić. Pierwszą długość basenu robię w asyście instruktora, po czym dostaję do ręki regulator poziomu powietrza i płynę sam. Choć basen ma zaledwie 25m x 12,5m x 1,8m mam poczucie niezwykłej wolności. Niczym nie skrępowany robię jeszcze 6 długości. Za każdym razem dostrzegając więcej szczegółów. Wdech – wydech.... oddech przyjemnie się ustabilizował... głuche dźwięki dobiegające z pływalni, przerywane są odgłosem wypuszczającego przeze mnie powietrza. Kołysany stanem nieważkości i bąbelkami relaksuję się... Luz...




niedziela, 13 listopada 2011

Refleksja nad skowronkiem

Nie jestem człowiekiem, który przypisuje znaczenie różnym zjawiskom nadprzyrodzonym, predestynacji, okultyzmowi, czy też czyhającym fatum. Stoję na stanowisku, że wszystko co nas spotyka zależy od nas. To czy zarobię pierwszy milion, zrobię drogę VI.4, czy rozwalę się samochodem na najbliższym słupie jest tylko i wyłącznie kwestią wewnętrznych priorytetów i podjętych decyzji oraz poniesienia za nie odpowiedzialności.

Ale czy na pewno?

Od pewnego momentu w tym roku miałem wrażenie że „coś” krąży wokół mnie. Wiele razy podejmowany przeze mnie temat z różnymi znajomymi zawsze traktowałem z przymrużeniem oka. Jakby na to nie spojrzeć, rok ten obfitował w szereg dziwnych zdarzeń, które nie zawsze przyjmowałem z uśmiechem na ustach, ale zawsze z ciarami na plecach. Po każdym z nich wyciągałem wnioski.



„Podchodzimy pod pierwszy wyciąg – wygodna półka, szybkie stanowisko. Paweł postanawia prowadzić, ja asekuruje. Szuka dogodnego wejścia w żebro. Pierwszy wyciąg to niby tylko II, a potem III, ale zimą wszystko inaczej wygląda. Próbuje najpierw z prawej strony – nie da rady. Przechodzi na lewą stronę stanowiska. Trawersem wchodzi w lekko eksponowany teren. Załóż przelot – mówię. Tomek żartuje, że się z wariatami nie wiąże. Paweł podchodzi jeszcze ciut wyżej, próbuje pewnie osadzić dziaby, aby spokojnie założyć przelot. Nagle dziaba mu wylatuje... leci... odruchowo blokuje linę... pierdul... kurva mać!!! Po około 5-6 metrowym locie spadł poniżej półki na której staliśmy... Chwila ciszy... Cichy jęk i grymas na twarzy Pawła... Na szczęście wpadł w nawiany puch, który trochę zamortyzował upadek. Nic ci nie jest, wszystko ok.? Tak, ale trochę mnie lewy staw skokowy boli. Zaraz przejdzie... Po chwili się zbiera: „Już ok... przeszło... idziemy dalej”.
(...) słyszymy śmigło, wyciągamy ręce do góry na znak, iż potrzebujemy pomocy. Śmigłowiec zbliżył się do nas na jakieś 20 metrów. Wokół zrobiło się siwo!!! Podmuch był tak duży, że zapierał dech w piersiach. Kawałki śniegu cięły po twarzy. Ratownik został opuszczony na wyciągarce. Krótka wymiana zdań co do rannego. Najpierw zabrany został Paweł, a chwilę po tym wisiałem na wyciągarce i spoglądałem na oddalającą się półkę na której jeszcze chwilę temu staliśmy”.

Wysokie Tatry, dn. 29.01.2011, NIEOCZEKIWANY ZWROT AKCJI


„Wychodząc spod wanty zauważam Staszka przed pionowym kominem. Marcin już jest w środku. Nagle spod nogi wysuwa mi się kamień wielkości głowy. Próbuje go zatrzymać druga nogą ale nie daję rady. Szybko nabiera prędkości i zmierza w stronę Staszka. „Kamień!!! Kamień, kurva!!!” – krzyczę. Staszek próbuje go zatrzymać nogą, ale był już na tyle rozpędzony, że noga mu odskoczyła na bok. Ze sporą prędkością wpadł do komina w którym był Marcin. Chwila ciszy przerywana była dudnieniem spowodowanym odbijaniem się kamienia od ścian komina. Chwila trwała wiecznie. Po kilku sekundach z niepewnie wołam Marcina: „Jesteś cały?!”. Z niecierpliwością i dozą nadziei czekam na odpowiedź. Tak, wszystko ok. Ulga... W kominie kamień zaczął się odbijać. Marcin instynktownie odskoczył w jedną stronę i cudem uniknął trafienia. Jebana kruszyzna. Szczerze miałem już dosyć...”.

Tatry Zachodnie, 21 maj 2011, JASKINIA POD WANTĄ


„Przypada mi prowadzić pierwszy wyciąg. Ze względu na to, iż w zacięciu leje się woda, postanawiam iść prawą jego stroną: 4m nad ziemią zakładam pierwszy przelot i wychodzę ponad niego. Teren wydaje się dość prosty, tracę czujność. Łapię się pewnie sporego głazu wielkości telewizora. Czuje jak zaczyna lekko się zsuwać na mnie. Słyszę głos Grześka, który centralnie stoi pode mną: „łap go!!!”. Jednak jego ciężar nie pozwolił mi na jakąkolwiek żonglęrkę. Odruchowo stanąłem na jego drodze Najpierw uderzył mnie w udo, a potem zsunął mi się po nodze, po czym trafił w przelot nad którym stałem. Kamień, kurva, kamie....”. Widzę, jak głaz leci wprost na Grześka. W ostatniej chwili odsuwa się w prawo... Cisza...”.

Wysokie Tatry, 11 sierpień 2011, ŚWINIĘ ZA RYJ



„Ciągle rosnąca we mnie adrenalina nagle zostaje przerwana przeszywającym uczuciem zimna. Jestem tylko w krótkim rękawku i cały mokry. Po chwili, jakby tego było mało, zaczyna padać śnieg. „Śnieg w sierpniu? Przecież to nie możliwe...” próbuje doszukać się jakiegoś innego wyjaśnienia... racjonalizuje. Widoczność spada. Opad śniegu co prawda trwa zaledwie kilka minut, ale znacznie ochładza mój organizm. Zaczynam mieć drgawki. Paweł gna do przodu resztkami sił i zachęcany moimi słowami: „Napieraj !!!” Co jakiś czas jego blada przerażona twarz odwraca się w moją stronę, a oczy jakby pytały: „Co my tu robimy?”. Strach i ciągłe drgawki skutecznie krępowały mi ruchy. Jedynym moim sprzymierzeńcem okazał się oddech. „Musisz uspokoić oddech, musisz!!!” – wmawiałem sobie przez cały czas jak swojego rodzaju mantrę. Ściana śniegu po chwili zamieniła się w deszcz. Wszystko zaczęło płynąć. Przemoczone ubrania, ciężki sprzęt i nieprzerwane uczucie zimna potęgowały uczucie mojego strachu. Nagle rozpętała się burza. Pioruny zaczęły ciskać wokoło, a włosy na przedramionach stawać dęba. Gnamy po grani kolejne wyciągi, bez zabezpieczenia. Trzystumetrowa ekspozycja nie robi już na mnie większego wrażenia. Z moim partnerem i całym, na tą chwilę dla mnie, światem łączy mnie tylko skrócona lina. Co jakiś czas oboje spoglądamy na siebie dodając otuchy i siły, które zaczynają nas opuszczać. Wśród pojawiający się chwil zwątpienia poprzerywanych momentami bezsilności i strachu nieoczekiwanie nadchodzi spokój... Nie nazwałbym tego poddaniem się, ale pogodzeniem z zaistniałą sytuacją. „Mogę tylko zrobić to, na co mam wpływ. Nic ponadto!”. Z każdym metrem pokonywanej grani, grzmotem pioruna i wymianą spojrzenia z Pawłem obawa o swoje życie ustępowała obawie o partnera. „Byle by tylko nie spanikował !!!”.

Hollental, Austria, 15.08.2011r., ŻYCIE TO NIE PROBLEM DO ROZWIĄZANIA...



Łajza permanentnie liże sprzęt. To znak, że jego pęcherz zajmuje 2/3 objętości jego ciała. To znak, że jeśli nie chce po kostki brodzić w jego fekaliach muszę z nim wyjść na spacer. Więc wychodzę... Na mojej drodze stoi niezaporęczowana przeszkoda – 5 schodów. W stylu free (prawie) solo próbuję ją sforsować. Zapada mrok – gaśnie światło. Schodzę.... schód, schód, schód, lot, skrzynka listowa, drzwi wyjściowe, próba telemarku... gleba i mroczki. Wynik to skręcony staw skokowy i pęknięta kość śródstopia – gipsik.


Ja rozumiem, że można spaść ze ściany zimą w Tatrach nie zakładając  pierwszego przelotu. Rozumiem również, usilne próby zrzucenia na głowę kolegi kamienia w ciasnej studni 150metrowej jaskini. Jestem również wyrozumiały co do kruszyzny w Tatrach i nieudanej próby złapania telewizora. Mogę również zrozumieć możliwość porażenia piorunem na 300 metrowej ścianie, podczas nawałnicy śniegu i deszczu w sierpniu, czy rozwalenie barku na rowerze przy 50km/h, bądź też niezamierzone zaparkowanie samochodu u sąsiada w ogrodzie po 24 godzinnej akcji w jaskini. Ale jak KURVA można spaść z 2 schodów na klatce schodowej przed własnymi drzwiami mieszkania? Odpowiedź może być tylko jedna:

Jak się ktoś chujem urodzi to skowronkiem nie umrze...



Ps.: Niniejszy tekst nie stanowi podsumowania tego roku, ale pewne echo, syntezę wybiórczych zdarzeń. Na podsumowania przyjdzie jeszcze czas, gdyż nie powiedziałem ostatniego słowa.

piątek, 11 listopada 2011

Do dna...

 
DŁUGOŚĆ:            168 m.
GŁĘBOKOŚĆ:          26 m.
WYSOKOŚĆ OTWORU:    446 m npm.
POŁOŻENIE OTWORU:   Racławice, gmina Jerzmanowice-Przeginia, woj krakowskie




"Otwór ma charakter 4-metrowej studni, z której dna opada stroma pochylnia, urywająca się nad krawędzią następnej, 11-metrowej, przewieszonej studni. Studnię u jej krawędzi zdobią potężne stalagmity, niżej przechodzące w nacieki kaskadowe pokrywające znaczna powierzchnie ściany.
Pod studnia rozciąga się wysoka komora. Na jej SE krańcu odkryto bardzo ciasną, 8-metrową studnię, której dno stanowi najniższy dostępny punkt jaskini, położony 26 metrów poniżej otworu. W przeciwległym końcu komory, wśród zwaliska bloków, wyróżnia się zaklinowany potężny głaz pokryty zebrami naciekowymi, powstałymi jeszcze przed jego odpadnięciem od ściany.
W środku sali znajduje się przejście do następnej dużej komory. W przejściu, w kierunku SE (ciąg boczny), znajduje się pochylnia ze stropowymi kotłami wirowymi, w których rozwinęły się duże stalaktyty. Komora jest w zarysie kwadratowa. Jej wschodnia cześć jest wysoka, z dużą ilością stalaktytów, natomiast zachodnia - nieco niższa i posiadająca odmienny charakter: od stropu odpadły
duże bloki, tworząc na dnie sali potężne zawaliska."


Szelerewicz M., Górny A., "Jaskinie Wyżyny Krakowsko-Wieluńskiej", PTTK "Kraj", Kraków-Warszawa 1986. 
Wiśniewski M., "Nowe partie w jaskini Racławickiej" , Jaskinie nr 4, Kraków 1995.
Nowak J., "Racławicka jeszcze raz", Jaskinie Wyżyny Informator nr 18 wrzesień-październik 1997.






Pierwszy raz miałem okazję odwiedzić Jaskinię Racławicką 18.04.2011 roku. Pamiętam, że jako pierwsza odwiedzona przeze mnie jaskinia o charakterze pionowym zrobiła na mnie piorunujące wrażenie:

 "Kolej przyszła na J. Racławicką. Dzięki uprzejmości miejscowych rolników znaleźliśmy otwór bez większych problemów. Pies pilnował węzła, a my wpełzliśmy do dziury. Tomek poręczował, ja starałem się coś sfocić. Najpierw pochylnią z dwoma przepinkami, potem 11 metrową przewieszoną studnią. Przyznam, że nacieki oraz stalagmity zrobiły na mnie wrażenie. Studnia jest bardzo obszerna. Charakterystyczny jest w niej zaklinowany głaz. W środkowej jej części znalazłem przejście do kolejnej nieco mniejszej sali. Próbowałem również znaleźć jakieś inne przejścia, lecz nie bardzo mi to wychodziło. Niestety nie mieliśmy ze sobą planu jaskini. Oczywiście uwagę naszą przyciągnęły włochate zwisające kikuty. Przyznam, że taszczenie wora to najmniej przyjemna część drogi powrotnej, zwłaszcza, że zazwyczaj, tak jak i w tym przypadku, prowadzi ona pod górę."
 KT Live the Adventure, Raz do dziury-raz do góry,  18.04.2011






 Tym razem wyjazd wspinaczkowy miał zostać urozmaicony poprzez wejście do tejże nory. O dziwo znajduje otwór bez problemów. Muszę przyznać, że o ile samo poręczowanie jaskini nie przyniosło oczekiwanych emocji to sama szata naciekowa, ukształtowanie, stalagmity i zniesmaczony i bluzgający na przepinkach oraz podchodzeniu Tomasz nie zawiodły. Jaskinia bez wątpienia godna polecenia: technicznie prosta (wymagająca znajomości technik jaskiniowych) i niezwykle fotogeniczna.





poniedziałek, 31 października 2011

Kto nie maszeruje ten ginie - Maraton Jaskiniowy SBB 2011


W dniach 29-30 października na terenie Jury Północnej odbył się maraton jaskiniowy Klubu Speleologicznego Bielsko-Biała. Ta coroczna impreza organizowana przede wszystkim dla kursantów taternictwa jaskiniowego, a także innych członków klubu ma na celu nie tylko odwiedzenie przynajmniej 20 obiektów jaskiniowych, ale i sprawdzenie umiejętności kursantów, przygotowanie do tzw. „grubszych akcji”, a także sprzyja integracji grupy i podnosi morale niektórych instruktorów.




29 października o godzinie 10:15 startujemy z Mirowa w składzie: Filip, Adam,  Michał, Agnieszka,  Tomasz, Zocha i ja,  instruktorzy Jerzy & Jerzy oraz obsługa w liczbie 12 osób. Jedni się spóźniają innym brakuje plecaków. Instruktorzy toczą pianę. Następuje „sprawiedliwy” podział sprzętu oraz mianowanie funkcyjnego zbieracza śmieci. I w drogę... „Ruszać się psy niemyte”...



Na pierwszy ogień idzie JASKINIA KSIĘDZA BORKA. Przed wejściem urządzamy rewie mody. Wygrywa ją Agnieszka w swoim o trzy numery większym kostiumie do base jumpingu. Następuje zjazd w kluczu i penetracja nory. Osoby posiadające specjalne kostiumy latają pionowym kominem, co nie kończy się pomyślnie – Agnieszka doznaje kontuzji nogi i „czerwoną kartkę”. Eliminuje ją to z dalszej akcji.


DŁUGOŚĆ:            90 m.
GŁĘBOKOŚĆ:          21 m.
WYSOKOŚĆ OTWORU:    ok. 400 m n.p.m.
POŁOŻENIE OTWORU:   Niegowa, gmina Niegowa, woj. śląskie; Góra Bukowiec.


„Najbardziej znana jest z faktu posiadania trudnego do odnalezienia otworu wejściowego. Należy do nielicznych jaskiń Jury które posiadają charakter zawaliskowy. Bezpośrednią przyczyną jej powstania była działalność tektoniczna górotworu w którym się znajduje, a jej obecny wygląd ukształtowały zawaliska związane z tym faktem. Pomimo to próżnia jest ciekawa i przypomina charakterem niektóre partie jaskiń tatrzańskich„

Szelerewicz M, Górny A., "Jaskinie Wyżyny Krakowsko-Wieluńskiej", PTTK "Kraj", Kraków-Warszawa 1986
Wiśniewski W. W. "Jaskinia Spękana to jednak dzisiejsza Jaskinia Księdza Borka", Jaskinie 2 (9) 1998


Z ogromnego pionowego otworu (jak widać na zdjęciu) wchodzimy do ciasnej studzienki o głębokości 5,5 m. Prowadzi ona na niewielką półkę, położoną nad stromo nachyloną pochylnią. W tym miejscu siedział Tomasz (obsługa) i miał za zadanie łapać co niektórych kursantów. Z półki tej, ze środkowej części pochylni i z jej dna prowadzą korytarze do drugiej szczeliny. Posiada ona znaczną wysokość, sięgającą 16 m, przy stosunkowo niewielkiej szerokości. Dzieli ją kilka półek, utworzonych na różnych poziomach przez zaklinowane głazy. Dno, powstałe w podobny sposób, posiada szereg progów. 



Po wyjściu metodą tzw. „z buły” przechodzimy do kolejnego obiektu tj. JASKINI PIĘTROWEJ SZCZELINY.





DŁUGOŚĆ:            400 m.
GŁĘBOKOŚĆ:          45 m.
WYSOKOŚĆ OTWORU:    400 m n.p.m.
POŁOŻENIE OTWORU:   Niegowa, gmina Niegowa, woj. śląskie; Mirowska Góra.


Jaskinia ma ciekawa budowę na która składają się aż trzy wyraźnie zaznaczone typy charakterologiczne - u góry ma charakter szczelinowy, niżej to zawalisko w dużej komorze, pod która zachował się ciąg korytarzy powstałych na wskutek stagnacji wody, z niewielką ilością nacieków które występują jedynie tutaj. Można jednak przy uważnym zwiedzaniu znaleźć w tej jaskini heliktyty o zabarwieniu miodowym, o podobnej przeźroczystości bursztynu. Na stropie Komory Starej Jaskini (nie) można (już) obejrzeć sporych rozmiarów odcisku muszli amonita, za to "przyozdobiony" on został imionami kolejnych "zdobywców" jaskini, wykonanymi palikiem. Sporo okopceń widać również w niższych korytarzach przed trudniejszymi przełazami, gdzie oczekujący na swoją kolejkę zakopcili duże połacie stropu”

M. Szelerewicz i A. Górny, Jaskinie Wyżyny Krakowsko-Wieluńskiej, Wyd. PTTK "Kraj" Warszawa-Kraków 1986
M. Bak, Jaskinia Piętrowa Szczelina "Nowe czy nie nowe", Jaskinie Wyżyny - Informator, Lipiec-Sierpień 1996


Jest to bardzo ciekawa jaskinia oferująca dwa zjazdy na linie (można w kluczu) bardzo wąską szczeliną. Im dalej od linii zjazdu tym luźniej. Tomasz postanowił sprawdzić swoją gibkość i zjechał na wprost klinując się stopami, brzuchem i głową. Miejsce to ma dosyć sugestywna nazwę Piekiełko



Po zwiedzeniu jeszcze kilku ciekawych korytarzy i pokonaniu kilku progów nastąpił powrót tą samą drogą. Tym razem trudniejsza z dwóch wspomnianych wyżej szczelin pokonana została trawersem. Niektórzy wyszli resztkami sił słysząc: „Nie martw się... jeszcze tylko 18 jaskiń!!!”

Kolejną godna uwagi, choć dość krótką jaskinią była JASKINIA SUCHA.

DLUGOSC:            75 m.
DENIWELACJA:        21 m.
WYSOKOSC OTWORU:    najnizszy lezy ok. 360 m npm.
POLOZENIE OTWORU:   Bobolice, gmina Niegowa, pow. myszkowski




„Część jaskini rozwinięta w korytarzach o charakterze szczelinowym nie posiada zbyt wielu cech indywidualnych. Natomiast fragment jaskini który stromo opada w dół, przechodząc w studnie, powoduje ze jej nie zapomnimy.”

Szelerewicz M, Gorny A., "Jaskinie Wyzyny Krakowsko-Wielunskiej", PTTK "Kraj", Krakow-Warszawa 1986.


Główną atrakcją tej jaskini jest na pewno wspomniana przez Szelerewicza rura, która opada w dół przypominając zjeżdżalnię. Jaskinia jest dość błotnista co sprzyja pojawianiu się różnych form ludzkiej wyobraźni. Na dno dotarliśmy w ośmioosobowej grupie po linie zahaczonej o stary majzel. Było ciasno i duszno. Chowając aparat kilkukrotnie sprawdziłem czy to na pewno moja kieszeń.


Po wyjściu nastąpiło przetasowanie instruktorów i obsługi technicznej. Tym, którym nie chciało się dymać z buta wsiedli do samochodów. Twardzi kursanci i część wytrwałej obsługi zrobili sobie kilkukilometrowy spacer do Rzędkowic szlakiem chmielowych oaz. Po drodze zwiedzaliśmy jakieś rzęchy jaskiniowe. 



Godnym wspomnienia obiektem była JASKINIA J1. Jest to dwuotworowy pionowy komin, który mieliśmy pokonać techniką wspinaczkową z asekuracją górną. I tak też się stało... 

Po błądzeniu w lesie i szukaniu jelenia oraz zaliczeniu kolejnych małoważnych rzęchów przed godziną 21 dotarliśmy pod JASKINIĘ ŻĄBIĄ.

DŁUGOŚĆ:            59 m.
GŁĘBOKOŚĆ:          18,5 m.
WYSOKOŚĆ OTWORU:    ok. 406 m n.p.m.
POŁOŻENIE OTWORU:   Podlesice, gmina Kroczyce, woj. śląskie; Góra Sulmów.


”Jaskinia ta stanowi ciekawe stanowisko archeologiczne ze względu na duże ilości znalezionej tu brekcji kostnej. Ma charakter obszernej studni, przedzielonej mostami. Są one utworzone z dużych brył kalcytu i wapienia, przemieszanych z glina zawierająca szczątki kostne. Zwiedzanie najniższych partii, po dużych opadach deszczu lub po roztopach wiosennych, jest bardzo nieprzyjemne, dno jaskini przypomina wtedy gliniaste bagno. Należy też zwrócić szczególną uwagę na resztki zbutwiałych konstrukcji drewnianych znajdujących się w studni wejściowej (belki, deski), grożących wypadkiem.”
Szelerewicz M, Górny A., "Jaskinie Wyżyny Krakowsko-Wielunskiej", PTTK "Kraj", Kraków-Warszawa 1986.


W tym miejscu mieliśmy okazję zjechać sobie do 7 metrowej studni w tzw. „francuzie”. Niektórzy przypiekali kreta, a inny pająki. Droga powrotna pokonywana była przy pomocy drabinki. Po spakowaniu sprzętu sygnałem do dalszej drogi był historyczny już okrzyk: „Ruszać się psy niemyte!!!”.

Po krótkim spacerze dotarliśmy pod otwór JASKINII SULMOWEJ.

DŁUGOŚĆ:            ok. 46 m.
GŁĘBOKOŚĆ:          11,1 m.
WYSOKOŚĆ OTWORU:    ok. 390 m n.p.m.
POŁOŻENIE OTWORU:   Podlesice, gmina Kroczyce, woj. śląskie;
                    Góra Sulmów.

Jaskinia nie jest zbyt atrakcyjna, ale dla początkujących grotołazów może być miejscem treningu, szczególnie wszelkich odmian zapieraczki. Jej pionowe partie nie stanowią ekstremalnych wyzwań dla tej techniki, pokonanie ich jednak daje nowicjuszom sporo zadowolenia.”

Szelerewicz M, Górny A., "Jaskinie Wyżyny Krakowsko-Wieluńskiej", PTTK "Kraj", Kraków-Warszawa 1986

Wejście do tej mało ciekawej jaskini stanowi 3-metrowa studnia. Po pokonaniu jej pojawia się dość ciasny korytarz, który doprowadza nas do prawie sześciometrowej studni, którą pokonujemy w kluczu, a z powrotem „z buły”.

Po zerknięciu na kolejne rzęchy jaskiniowe około godziny 23 rozpoczynamy godną akcję w STUDNII SZPATOWCÓW.

DLUGOŚĆ            58 m
GLEBOKOŚĆ          36,5 m
WYSOKOSC OTWORU    405 m npm.
POLOZENIE OTWORU   Podlesice, gmina Kroczyce, woj. czestochowskie; Wzgorze Dudnik, Skaly Podlesickie.



”Jaskinia ta składa się jedynie z dwóch elementów: stromej pochylni i studni. Jednak robi spore wrażenie. W obszernym korytarzu pochylni czujemy się wręcz jak na rozbiegu skoczni narciarskiej. Drobny poślizg bez zabezpieczenia ze strony poręczówki skończyć się musi nieuchronnym oddaniem skoku do studni. Sama studnia jest przewieszona i robi niezbyt imponujące wrażenie. Dno tej jaskini leży zapewne tez o wiele niżej, a w chwili obecnej pokrywa je gruba warstwa gruzu skalnego powstałego na skutek prowadzenia tu prac górniczych.”

M. Szelerewicz i A. Górny, Jaskinie Wyżyny Krakowsko-Wieluńskiej, Wyd. PTTK "Kraj" Warszawa - Kraków 1986.

Serwis wertykalno-horyzontalny, Góry nr 11/1996

M. Szelerewicz, Ciekawostki Jurajskie, Eksplorancik 1/1988

J. Ganszar, Jaskinia Szpatowców W Podlesicach, Informator Jaskinie Wyżyny, nr 3, marzec - kwiecień 1995.



Jest to, moim zdaniem, jedna z ładniejszych jaskiń maratonu, a na pewno największa. Do wnętrza prowadzi obszerna pochylnia. Na głębokości 17 metrów obrywa się pionowymi otworami do przewieszonej, 19-metrowej studni. Po kilku przepinkach zjechaliśmy jedną studnią (z odciągiem), a drugą wychodziliśmy. Jaskinia bardzo obszerna nie sprawiająca trudności technicznych. 



Kolejny przerywnik jaskiniowych rzęchów i lądujemy w JASKINI BERKOWEJ zwanej też przez Bielskich działaczy jako Jaskinia Kalesonowa.

DŁUGOŚĆ:            54 m.
DENIWELACJA:        niewielka.
WYSOKOŚĆ OTWORU:    405 m n.p.m.
POŁOŻENIE OTWORU:   Podlesice, gmina Kroczyce, woj. śląskie; Kołoczek.



Jaskinia Berkowa stanowi obok Studni Szpatowców jedną z najciekawszych propozycji całego maratonu. W Jaskini tej nie możemy narzekać na nadmiar przestrzeni, bowiem prawie  całość pokonujemy czołgając się. Zostajemy posegregowani w kolejności od najchudszego do najgrubszego. Ja plasuje się gdzieś pośrodku. Osoby idące przede mną zgubiłem w niewielkiej salce do której wprowadza ciasny korytarz. Powodem była nieodparta chęć robienia zdjęcia. 



Kiedy zorientowałem się, że trzeba już iść, nie wiedziałem za bardzo gdzie znajduje się otwór wyjściowy z owej salki. Wraz z Tomkiem zaczęliśmy penetrować wszelkie wolne przestrzenie pod kamieniami, aż trafiliśmy na kolejny korytarz. Potem już było tylko ciaśniej. Niektóre z korytarzy były na tyle wąskie, że o przejściu decydował sposób ułożenia kasku. Pomimo, że słyszałem jakieś głosy przde mną nigdy nie byłem pewny czy idę dobrym kanałem. Po drodze mijamy dwa zaciski, które przed ich rozkuciem były sklasyfikowane jako Z2. Było naprawdę mrocznie. Miejscami miałem wątpliwości czy na pewno się zmieszczę przez kolejny korytarz. Finał również był niewiarygodny. Pozwoliłem sobie nawet na ściągnięcie bluzy i kasku, aby prześlizgnąć się przez otwór wyjściowy. Pokonawszy go do pasa moim oczom ukazały się roześmiane gęby instruktorów i obsługi nie przebierającej w słowach komentarzy. Nieco podciągając się, a nieco wypychając pokonałem ostatnią trudność i mogłem dołączyć do grupy wyśmiewców, oczekując na pozostałą część pełzających kursantów. 



Ostatnim sprawdzianem dla kursantów było przeciśnięcie się przez Ucho Igielne zaliczane również do obiektów jaskiniowych.



Maraton kończymy po ponad 17 godzinach akcji o 3:20 grupowym zdjęciem.

poniedziałek, 17 października 2011

SBB Kurs Speleo – Dolina Będkowska


Dolina Będkowska, 15-16.10.2011r.



W sobotę odbył się wyjazd kursowy taternictwa jaskiniowego klubu Speleo Bielsko-Biała. Był to już drugi wyjazd na którym zostaliśmy zapoznani z podstawowymi operacjami sprzętowymi niezbędnymi do w miarę bezpiecznego, a zwłaszcza samodzielnego poruszania się po różnego rodzaju norach, kanałach i dziuplach. W manewrach kursowych wzięli udział: Patrycja, Jacek, Agnieszka, Adam, Michał, Filip, Tomasz, Marcin, Renia, Zocha, Piotrek i Krzysiek (czyli ja;) oraz instruktorzy: Wacław i Jurek.
 
W sobotę zajęcia odbyły się na Skale Łabajowej w Dolinie Będkowskiej. 



W skrajnie niskich temperaturach przećwiczyliśmy m.in. poręczowanie i deporęczowanie, przejazd przez węzły, zjazdy i podchodzenie na linie, pokonywanie trawersów. 




Nie lada atrakcją okazało się również odblokowywanie szanta na „większym luzie” (szczególnie dla publiki) oraz podchodzenie po linie głową w dół.



Kulminacyjnym punktem operacji sprzętowych było mijanie się dwóch kursantów na linie z czego podchodzący zostawał na dwóch szantach, a zjeżdżający na rolce i płani. Kursanci byli wobec siebie szalenie życzliwi. Między innymi owocowało to nieodpartą chęcią przytrzymywania liny podchodzącemu:
-         Przytrzyma mi ktoś linę?
-         Jesteś na kursie. Radź sobie sam!



Po przejściu trawersu na którym zbułowali się nie tylko kursanci ;) mieliśmy okazję „przejechać się” przez wędzarnię tzw. Jaskinie Łabajową. 

 
Jaskinia Łabajowa – jaskinia znajdująca się w górnej części Doliny Będkowskiej na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej. Położona jest na terenie wsi Bębło w Gminie Wielka Wieś w niedużej odległości od udostępnionej turystycznie Jaskini Nietoperzowej.
Jaskinia Łabajowa znajduje się w udostępnionej do wspinaczki skałkowej Skale Łabajowej. Można ją samodzielnie zwiedzać. Otwór wejściowy do niej znajduje się u podnóża skał, na wysokości ok. 410 m n.p.m. Wejście jest utrudnione przez duży blok skalny zagradzający otwór, również w środku znajduje się sporo luźno leżących głazów i drobniejszego gruzu. W pobliżu otworu wejściowego znajduje się zagłębienie, które jest pozostałością prowadzonych tu dawniej badań. Najstarsze udokumentowane wzmianki o niej pochodzą z 1883 r. od F. Romera, który prowadził w niej prace archeologiczne. Jaskinia ma długość ok. 40 m i dużą komorę, od której dalszy korytarz wznosi się w górę. W jej środkowej części wystaje duży głaz, ponad nim znajduje się niewielki otwór.
Szelerewicz M, Górny A. Jaskinie Wyżyny Krakowsko-Wieluńskiej,
PTTK "Kraj", Kraków-Warszawa 1986.




Na koniec dnia odbyło się oficjalne ognisko z pieczeniem kiełbasek i formowanie słonika. Gorąca atmosfera sprzyjała oblewaniu, bądź zalewaniu się piwskiem, a gawędom nie było końca...


Niedziela przywitała nas przymrozkiem. Nieliczni śmiałkowie spędzili noc w samochodach, uciekając przed dziadkiem mrozem. Po kursowej odprawie dokonaliśmy oblężenia Sokolicy... Kursantom czesała berety wysokość, a instruktorom – kursanci. Działano w dwóch grupach po trzy zespoły dwuosobowe. Pięć zespołów poręczowało ścianę, a jeden krzaki. 



Żeby kursantom ułatwić życie, instruktorzy rankiem pocięli liny na małe kawałeczki. Owa sytuacja sprzyjała nabywaniu umiejętności łączenia lin. 



Cała operacja poręczowania i deporęczowania zakończyła się po trzech godzinach. Strat w ludziach tym razem nie odnotowano.