Tatry Wysokie,
22.02.2012
Pierwsza z kursówek: kombinacja
dróg Kochańczyk – Kliś.
Ze względu na spory opad śniegu i nie przetarte szlaki
podchodzimy pod ścianę na nartach.
Idzie się sympatycznie, choć końcówka nieco męcząca zwłaszcza dla mnie, gdyż
zabrałem sobie buty ze skóry do plecaka. Pod ścianą szpeimy się. Ze względu na
to, iż nie chce się nam torować w bardzo kopnym śniegu pod drogę Klisia
startujemy Kochańczykiem. Prowadzę pierwszy wyciąg za II. Teren wydaje się
prosty, ale zimą nic nie jest proste. Zakładam jakieś przeloty z śruby do
trawy, frienda i haków. Trochę mi schodzi. Wchodzę na linię Kochańczyka,
podchodzę pod kluczowe zacięcie i improwizuje stana. Chłopcy dochodzą do mnie.
Mam mieszane uczucia patrząc na zacięcie, zwłaszcza po słowach Marcina: „To co,
prowadzisz kolejny wyciąg”. I nie było to pytanie. Najpierw kominkiem, a potem
zacięcie wyceniane na V- z małą przewieszką. Był ogień. Asekuracja dość dobra z
friendów i haków (w tym 1 stały zaraz nad przewieszonym fragmentem). Całe 40
metrów ładnego wspinania. Wychodząc z zacięcia rozglądam się za możliwością
założenia stanu. Wszystko jest zasypane. Do stanowiska zjazdowego zbyt daleko –
zabrakło liny. Improwizuje zatem z kosówki, wbitej do ¾ śruby do trawy oraz
dobrze osadzonego frienda 4 metry poniżej. Wszystko łączę liną i ściągam
chłopców. Tomek dochodząc do głównych trudności bluzga jak szewc: „Jak Ty to
kurva przeszedłeś?”. Zjazd na pełną
długość liny ze stanowiska. Niestety pełne ręce roboty wpłynęły na brak
dokumentacji fotograficznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz