Tatry Wysokie,
23.02.2012
Prognoza pogody na czwartek nas
nie rozpieszczała. 70-80km/h wiatru, temperatura niewiele poniżej zera oraz
dalsze spore zagrożenie lawinowe nie zachęcały do wyjścia ze schronu. Plan
zmieniał się z każdą godziną. Nadchodzące załamanie pogody nie wróżyło nic
dobrego.
Wychodzimy dość wcześnie, bo o
6:30. Tym razem z buta, gdyż większość podejścia zostało przedeptane przez
kursy zimowej turystyki. Widoczność znośna, ale wiatr odbiera ochotę do
skakania po ścianie zwłaszcza, że co chwilę schodzą dość spore pyłówki. Wiatr
tnie w ryj niemiłosiernie. Schodząc ze szlaku wpadamy po pas w śniegu. Niestety
pod ścianę Prawego Żebra już trzeba
torować. Głównie torują Marcin z Tomkiem. Co jakiś czas również włączam się na
miarę swoich sił. Czuję ogromne zmęczenie po wczorajszej drodze. Podchodzimy
pod żeberko i budujemy platformę. Szpeimy się.
Dzisiaj prowadzi Tomek.
Próbujemy najpierw wariantem letnim. Tomek przechodzi pierwszy wyciąg nie
zakładając żadnego przelotu. Najpierw sprząta w kominku, następnie sporym
trawersem w prawo do stanowiska. Ze względu na kiepskie warunki, zmieniamy plan
i próbujemy wbić się w wariant zimowy. Najpierw Marcin próbuje przejść pod ten
wariant zgodnie z tym jak startuje droga. Schodząc na drugą stronę wpada do
śniegu po szyję. Wybieramy wariant środkowy dość łatwym II terenem. Zakłada
stan i nas ściąga. Kolejny czwórkowy wyciąg prowadzi już Tomek: kominek,
następnie przewinięcie w zacięciu i odbija w prawo. Próbuje założyć stanowisko
– brakuje mu liny. Podchodzimy zatem
jakieś 10 metrów z Marcinem. Przechodząc owy wyciąg nieco się miotam z tym przewinięciem,
ale daję radę. Strasznie przeszkadza mi plecak. Dochodzimy do Tomka – Marcin
przenosi nieco wyżej stana. Kolejny wyciąg również czesze beret. Kominek –
trawers i wprost na przełączkę. Tomasz oszczędza przeloty wg swojej zasady: „im
mniej zakładam przelotów, tym mniej się męczę i wkurwiam”. Mimo wszystko trochę
mu schodzi na tym wyciągu.
Wiatr ciągle ściąga spore
ilości sypkiego śniegu ze ściany. Jest siwo. Śnieg dostaje się wszędzie
potęgując uczucie zimna. Wychodzimy na przełączkę, gdzie pozostają nam jeszcze
dwa wyciągi terenu za I-II. Prowadzenie przejmuje Marcin. Przez 50 metrów
biegnie tak, że nie nadążam z wydawaniem luzu. Podczas kolejnego wyciągu
sytuacja się powtarza. Dochodzimy do stanowisk zjazdowych. 5 zjazdów i jesteśmy
pod żebrem. Następnie piękny dupozjazd
do samego szlaku.
Droga jak na zimowe warunki
była znacznie poważniejsza niż to przewidywałem. Być może na moją subiektywną
ocenę miały wpływ zmęczenie z dnia poprzedniego oraz bardzo kiepskie warunki
śniegowe, a przede wszystkim spory wiatr. Mimo wszystko droga godna
polecenia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz