Tatry Zachodnie,
4.11.2012
Jaskinia Marmurowa
Po wielu problemach natury personalno – sprzętowej w
końcu dochodzi do realizacji od dawna męczącego mnie tematu Jaskini Marmurowej.
Wraz ze „Strykiem” wyjeżdżamy z Bielska o 4:00. W samochodzie dokonujemy dokładnej
analizy zebranego sprzętu. Ze względu na liczne braki magazynowe pozbieraliśmy
wszystkie sznurki statyczne i dynamiczne jakie mieliśmy (a także dwa odcinki
pożyczone od Olka), pętle, repy i sznurówki. Po skrupulatnych obliczeniach
łączna długość „powinna” pozwolić nam na dotarcie do dwóch den Marmurowej.
O godzinie
9:00 meldujemy się pod otworem. Wiatr urywa głowę, a nieprzyjemny trawers pod
otwór po mokrych trawach przykrytych zmrożonym śniegiem ją skrzętnie czesze.
Pierwszy zjazd 30 - metrową zlotówką robimy na jednej żyle 8-milimetrowej liny
dynamicznej bliźniaczej. Jedno co można o niej powiedzieć: trza się wartko
trzymać, gdyż fajnie chodzi w rolce. Zostawiamy tu jeden wór wraz z rzeczami,
gdyż na zewnątrz tak wiało, że moglibyśmy ich szukać w Dolinie Miętusiej.
Kolejny ponad trzydziestometrowy zjazd przypada mi. Łączę tu dwa odcinki liny
tym razem już statycznej. Montujemy tym samym naszą bazę wysuniętą w Sali
Deszczu, gdzie zostawiamy termos z herbatą i batona. Trzeba przyznać, że sala
jest bardzo obszerna, a z sufitu pada deszczyk. Dalej montujemy się w zacisk.
Piaskownica, -126m
Powrót do Sali
Deszczu tą samą drogą. Największym wyzwaniem było targanie wora przez zacisk. W
pewnym momencie nie wiedziałem, na czyim worze stoję. Szybko okazało się, że to
głowa Tomka. Po 1 godz. i 20 minutach ponownie popijamy gorącą herbatkę w Sali
Deszczu. Po pokonaniu III progu przez „Stryka” i zaporęczowaniu przeze mnie z
kilku odcinków Czarnej Baszty zjeżdżamy do Worka.
Zajmuje to nam jakąś
godzinkę. Kolejna „sweet focia” i powrót do bazy.
Stare Dno, -86m
Deporęcz tym razem należy do
mnie. Po chwili zbieramy zabawki z naszej bazy. Meldujemy się pod zlotóką.
Zonk! Okazuje się, że mój przyrząd piersiowy bardzo słabo wybiera 8
milimetrowego dynamika. Stryku ciśnie pierwszy zrzucając mi z góry porządnego
knota w konsekwencji czego akcja się wydłuża. Po 6 godzinach kończymy wietrzną
akcję: „Dwa wory – dwa dna”.
W drodze
powrotnej robimy sobie jeszcze jedną sweet focię” Tym razem z drogowej
fotopaszczy. Pozdrawiam zatem chłopaków z drogówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz