wtorek, 27 marca 2012

Na lewo...


Tatry Zachodnie, 24.03.2012






DŁUGOŚĆ:            ok. 4600 m.
DENIWELACJA:        ok. 176 m. (-16, ok. +160).
WYSOKOŚĆ OTWORÓW:   1120  i 1260 m n.p.m.
POŁOŻENIE OTWORU:   wschodnie zbocze Doliny Kościeliskiej.


                        


„Jaskinia jest jedną z największych w Polsce. Korytarze jaskini rozwinęły się poziomo na kilku piętrach połączonych obszernymi studniami i kominami. Jest to również jedna z najsympatyczniejszych polskich jaskiń i cel wielu jaskiniowych wycieczek. Dotarcie do jej końcowych partii wymaga sporo czasu ze względu na bardzo dużą odległość i konieczność wykonania kilku wspinaczek. W jaskini występują licznie malownicze jeziorka i syfony.”
www.sktj.pl





23.03.2012: Prolog

-         Witam Tomku, to o której po mnie przyjedziesz jutro?
-         O której po mnie Ty przyjedziesz? – słyszę w słuchawce.
-         Jak, ja? Czym? Ja nie mam samochodu, a Ty masz?
-         Ja też nie mam... J
-         Aha J



 



24.03.2012:

Po trudnej sztuce organizacji i osiągnięciu szczytów logistycznej głupoty startujemy. Standardowa procedura wyjazdu i zalążki atmosfery nienormalności... Lądujemy w Kirach. Pod otwór Zimnej idziemy może z godzinkę spacerowym tempem. Przebieramy się, szpeimy i zaczynamy zabawę.... 










Wchodzimy głównym otworem i przeciskamy dupy przez kratę. Zejście w dół totalnie zalodzone. Zostawiamy rzeczy i bujamy się wąskim 800-metrowym korytarzem. Im głębiej tym więcej lodu. I tak dość ciasny korytarz z zmniejszył swój przekrój o połowę. Są miejsca w których trzeba ślizgąć ryjem o lodową ścianę, aby się przecisnąć. Ze względu na mizerne rozmiary sprzęt nie powodował tarcia. 



Największy problem stanowił wór Tomasza, który z jednej strony był ciągnięty, z drugiej zaś pchany moim butem. Po tzw. „pięciu skłonach” lądujemy w dość obszernych zalanych po kolana korytarzach, które pokonujemy w gumiaczkach. Tomasz instruuje: „Tylko nie zamulaj”. Cokolwiek to oznaczało, nie dałem dupy. 



Dochodzimy do Ponoru, który w okresach przyboru wody odcina pozostałą część jaskini. 




Dzisiaj stan wody jednak, wbrew naszym wcześniejszym oczekiwaniom, nie jest niski, a na pewno wyższy od naszych baletek. Stajemy przed dylematem: kąpiel w 5 stopniowej wodzie i łażenie z mokrym dupskiem po dziurze, czy odwrót. Rozpatrujemy za i przeciw. Osobiście mnie kusiło... Dylemat rozstrzygnęła propozycja Tomka: „To co, jedziemy do Ciebie na imprezę?”. Nie przetrawił bym kolejnego weekendu wyciętego z życiorysu. Rozbieram się... Tomek również daje się w końcu przekonać. 




Idę na wabika. Woda kur...sko zimna i nader mokra. Cholewy w zębach, kombinezon pod bluzą, majty na plecach. Jest mrok – jest rześko, zwłaszcza zaraz po wyjściu, kiedy nie czuję kikutków u nóg. Tomasz kroczy za mną z worem zarzuconym na plecy – wody po uda. Oczywiście jest głodny, więc gwiazdorzy. Oczywiście nie obyło się bez poślizgu i mokrego dupska. 
 
Po reorganizacji „suchej” odzieży, człapiemy dalej. I tutaj zaczyna się prawdziwa zabawa – kilka wspinaczkowych progów. Najpierw 13 metrowy Próg Błotny wyceniany na V. W gumowych mokrych i ubłoconych trzewikach, rękawiczkach i twardym kombinezonie przystawiam się do przeszkody. Pokonuje 3-4 metry, i zjeżdżam – robi się przyjemnie ciepło. No bez jaj, przecież to tylko „piąteczka” – powtarzam do siebie. Ściana cała mokra poprzecinana ciekami wodnymi nie sprzyja tańczeniu. Kombinuje jak koń bez owsa połączonymi technikami wspinania, hakówki i ..uj wie czego. 





Na kolejnym Progu Wantowym znajduje się nawet IV-owa przewiecha, co również czesze mój, i tak już zryty beret. Robię stanowisko, 



Tomasz na sztywno wchodzi na płani. Kolejna przeszkoda to Czarny Komin wyceniany na V (cześć dolna) i IV+ (końcowe fragmenty). Ostatnia przeszkoda to taki kilkunasto metrowy Szklany Prożek. Jak sama nazwa wskazuje - ..rewsko śliski i nieprzyjemny. 




Całość trzech progów o długości 55metrów zakończona jest wygodnym stanowiskiem. Ściągam Tomka.... Dochodząc stwierdza z uśmiechem: „Przyjemna wspinaczka”. Co?! Jaka wspinaczka?! Przecież idziesz na przyrządach do góry!!! To co ja wykonałem to nawet nie była wspinaczka. To było połączenie wspinania, hakówki, kombinatorstwa i zaciskania zwieraczy.




Wypruty po tych jakiś 80m wspinania, Beczkę i Biały Komin za III zostawiam Tomkowi. 




Idzie mu sprawnie i dość szybko dochodzimy osiągamy cel naszej akcji, czyli Chatkę. Tradycyjne gotowanie wody i gawędy przy kawie. 




Droga powrotna szybko mija dzięki licznym zjazdom. Już po ponad godzinie meldujemy się przy Ponorze, gdzie ponownie trzeba zmoczyć dupsko. Tym razem przechodzimy w kombinezonach. Pozostaje już tylko pięciokrotnie się schylić i potrzeć ryjem po lodzie. Tak też robimy. Po 7 godzinach wychodzimy z dziury. Z ulgą ściągam mokre łachy. W dobrych humorach po 10 godzinach akcji wracamy do samochodu.


Krótka migawka z akcji:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz