poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Błyskotliwy umysł

Beskid Żywiecki, 21.04.2013



Błyskotliwy pomysł wejścia na Babią pojawił się spontanicznie, podobnie jak uciekła mi zima. Chcąc nadrobić zaległości wyruszyłem wraz z Piotrkiem i Ramzesem na mały wiosenny spacerek. Miał być light, a wyszło jak zawsze. Pierwszy pomysł był związany z nartami: "choćbym miał je wynieść na sam szczyt, a następnie znieść!!!" - myślałem, gryząc się w tyłek i rozpaczając nad wylanym mlekiem. Za duża rozbieżność pomiędzy towarzyszami (kumpel na desce, pies na łapach, ja na nartach) spowodowała ujednolicenie składu i zrównania wszystkich do rangi piechurów.


Wyruszyliśmy ze Slanej Vody o 8:30 (chciałem obadać teren pod względem narciarkim). Plan był następujący: wchodzimy czerwonym, schodzimy żółtym. Taki spacerek... Najpierw drogą następnie lasem - szła część ludzka. Pozostali czołgali się rowem, tarmosili konary, tarzali się w błocie. Początkowo śniegu niewiele, lecz wraz z wysokością robiło się coraz ciężej i wooolnieeej. Po drodze ujeździłem żyrafę na oklep. Od połowy szlak totalnie zasypany. To tu, to tam, wpadało się po kolanko, udko, bądź ogon do śniegu. Zaczęły się pierwsze marudzenia: "but mi przemókł". 




Docieramy na Małą Babią. Piotrek wykręca skarpety i rozgrzewa zmarznięte stopy, pies je, ja ziewam. Na Przełęczy Brona zmieniamy plan: Piotr schodzi do schronu - ja z Ramzesem wchodzimy na Babią, schodzimy żółtym po samochód i jedziemy na Krowiarki zgarnąć kumpla. Na Diablaku meldujemy się o 12:30. Pies marudzi. Krótki popas i wyznaczam azymut na tyczkę z żółtym szlakiem. 



Idziemy najpierw po śladach jednego człowieka. Im niżej robi się głębiej, Najpierw po łydki, kolana i tyłek, potem po pas. Mijamy znak informujący o naprawie szlaku: "Pewnie stąd ten brak tyczek" - myślę błyskotliwie. Przechodzimy obok drewnianej budki i zgodnie z śladami idziemy w dół. Dochodzimy do kosówki. I tutaj ślady się urywają - po prostu ni c.uja! Nic. "To tylko chwilowe" - kolejna błyskotliwa myśl. Idziemy dalej. Ja mam śniegu po pas, a pies robi krecią robotę. Przeszliśmy jakieś 200 metrów i wpadam na kolejną błyskotliwą myśl: "kiedyś ten śnieg musi się skończyć". Słońce praży ryj, pies skuczy, wszystko się kurczy - zaczyna to wyglądać mrocznie. Po jakieś godzinie schodzenia mój błyskotliwy mózg wpada na kolejny pomysł: "Wracamy!!!" 




Odwracając się dokładnie widziałem drogę jaką pokonaliśmy z górki, a teraz z powrotem - po górkę. Pies wykończony, a i ja jakoś nie tryskam energią. Wchodzimy po raz drugi na Babią Górę. Pies raz dycha, raz leży. Dokonuję gruntownej zmiany planu. I tutaj pojawia się kolejna błyskotliwa myśl: "Wrócimy się na Małą Babią i zejdziemy szlakiem czerwonym". W drodze na Przełęcz Brona pies  muli. Wyłączam błyskotliwy umysł i na sucho oceniam fakty. Jest około 15, psiak ledwo zipi - jak się rozłoży w głębokim śniegu będę go musiał nieść (35kg), nie mam światła. Poza tym jest dość miło ;) Cóż, schodzimy na krowiarki, gdzie czeka na nas Piotruś. Załatwiamy transport do Slanej Vody (dupy ratuje nam Paulinka, którą serdecznie pozdrawiam;). 



Podsumowując:

1. Miły niedzielny spacer

2. Jak jest śnieg, zabiera się narty

3. Czasami warto wyłączyć swój błyskotliwy umysł








no i film....


"Błyskotliwy umysł"

2 komentarze:

  1. Fajna relacja, pies bardzo żywiołowy , mojego nie da sie zmusić do tego by pobiegł za kijem, patrzy wtedy na właściciela jak na głupka, jakby chcial powiedzieć "sama sobie za kijem lataj"
    Filmik rewelacja ,a to drzewo... super , jak sie tam wdrapałeś?
    Wszystko wszystkim wolę jednak letnie wyprawy :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak ewolucyjnie patrząc, człowiek z drzewa zszedł to i wyjść na niego powinien ;)
    Co do Ramzesa to fakt, jak wyczuje śnieg, wodę, błoto, tudzież aport - staje się nico nadpobudliwy... :D Odsyłam do filmu: Pies, Koza i woda... (dział: Filmy, zakładka: Inne)

    OdpowiedzUsuń