Dolina Kobylańska,
23/24 czerwiec 2012
Migawy z akcji ;)
30 lat to moment w którym coś się kończy i coś
zaczyna. To zakończenie pewnego etapy w życiu w którym rozwija się skrzydła i
szuka osób z którymi jest się szczęśliwy, rzeczy, które czeszą beret, momentów
zapierających dech w piersiach, przygód mrocznych i rześkich. Czy można to
wszystko przenieść na wyższy „trzeci poziom”?
Z różnych
względów w składzie znacznie okrojonym ląduję w Kobylanach z grupą śmiałków
chcących zmierzyć się z własnymi słabościami tzn. wysokością i promilem. Zrzut
prowiantu z nieba pozwolił oszczędzić plecy, a nadprzyrodzone zjawisko tarła
nieoczekiwanie pomnożyło zasoby ryb gorzchowodnych. Naznaczony haftem: „Jest
mrok – jest rześko”, pod szyldem: „Jestem mokry – jestem gotowy” nawiązywałem dialog ludzkim, choć
coraz obcym językiem: - Masz? – Mam, - Masz? - Nie mam. – To masz!
Pomimo
wrodzonej elokwencji i literatury pięknej pod nosem wróciłem do pierwotnych
instynktów rżnięcia. Gorol trzymał, a ja tarłem ostrzem o pień. Dzięki nowemu
„trzeciemu biegu” i dwóm bateriom paluszkom nie traciłem tempa.
Dziwnie dobrze
układała się również współpraca między zwierzętami a ludźmi. Sielanka trwała...
Jedni wspinali się w pionie, inni w poziomie, a jeszcze inny myli zęby na
strzelistych turniach. Próbowali mnie również wyj...ać w kosmos, ale się nie
dałem, choć powiem szczerze, że raczej mnie to nie ominie i to w nowych nie chodzonych laciach!
Czas mijał –
melanż trwał, ryby uciekały. Rozluźnione gardła „świeżym powietrzem” zanuciły
sto lat. Chwile refleksji i wspomnień pierwszych szczytowań przerywały cienie
psich pyt. Jedni trafili do śpiworów sami, innych zawlókł pies. Wypalone kostką
skały znikały w promilowym (z)mroku.
Dzień drugi
rozpocząłem bez głowy zbierając myśli. Najprostsze czynności zrobienia kawy,
czy zarzucenia wędki z dwóch uschłych, marnych krzaczków przewyższały moje
możliwości. Obrażony, zbluzgany i zagrożony wróciłem do tubylczej mowy: - Masz?
– Mam, - Masz? - Nie mam. – To masz! Ze setki narybku zostało może dwadzieścia
(plus jeden sporych rozmiarów szczupak). Karawaną wróciliśmy do rzeczywistości.
30 lat to wiek
stabilizacji, odpowiedzialności i rozsądku. Pomimo jednak tych trywialności
wejść w ten okres bez szaleństw poprzedniego poziomu i bliskich mi ludzi to jak
zaprzeczyć samemu sobie. Dziękuję zatem Oldze, Pawłowi, Kasi, Tomkowi,
Paulinie, Piotrkowi, Gorolowi i Patrykowi (w kolejności oczywiście przypadkowej), za to, że mogłem uczcić tą okrągłą
trójczynę z Wami – tak miłym towarzystwem z nutą szaleństwa, bez którego nie
mogło się obejść.
Szczególne
jednak podziękowania kieruję jednak w stronę Żanetki.... za pomoc w organizacji
pikniku, a przede wszystkim za to skarbie że jesteś... :-*