wtorek, 26 czerwca 2012

I Piknik Wspinaczkowy


Dolina Kobylańska, 23/24 czerwiec 2012



Migawy z akcji ;)



30 lat to moment w którym coś się kończy i coś zaczyna. To zakończenie pewnego etapy w życiu w którym rozwija się skrzydła i szuka osób z którymi jest się szczęśliwy, rzeczy, które czeszą beret, momentów zapierających dech w piersiach, przygód mrocznych i rześkich. Czy można to wszystko przenieść na wyższy „trzeci poziom”?




Z różnych względów w składzie znacznie okrojonym ląduję w Kobylanach z grupą śmiałków chcących zmierzyć się z własnymi słabościami tzn. wysokością i promilem. Zrzut prowiantu z nieba pozwolił oszczędzić plecy, a nadprzyrodzone zjawisko tarła nieoczekiwanie pomnożyło zasoby ryb gorzchowodnych. Naznaczony haftem: „Jest mrok – jest rześko”, pod szyldem: „Jestem mokry – jestem  gotowy” nawiązywałem dialog ludzkim, choć coraz obcym językiem: - Masz? – Mam, - Masz? - Nie mam. – To masz! 
 



Pomimo wrodzonej elokwencji i literatury pięknej pod nosem wróciłem do pierwotnych instynktów rżnięcia. Gorol trzymał, a ja tarłem ostrzem o pień. Dzięki nowemu „trzeciemu biegu” i dwóm bateriom paluszkom nie traciłem tempa. 




Dziwnie dobrze układała się również współpraca między zwierzętami a ludźmi. Sielanka trwała... Jedni wspinali się w pionie, inni w poziomie, a jeszcze inny myli zęby na strzelistych turniach. Próbowali mnie również wyj...ać w kosmos, ale się nie dałem, choć powiem szczerze, że raczej mnie to nie ominie i to w nowych nie chodzonych laciach!




Czas mijał – melanż trwał, ryby uciekały. Rozluźnione gardła „świeżym powietrzem” zanuciły sto lat. Chwile refleksji i wspomnień pierwszych szczytowań przerywały cienie psich pyt. Jedni trafili do śpiworów sami, innych zawlókł pies. Wypalone kostką skały znikały w promilowym (z)mroku.
Dzień drugi rozpocząłem bez głowy zbierając myśli. Najprostsze czynności zrobienia kawy, czy zarzucenia wędki z dwóch uschłych, marnych krzaczków przewyższały moje możliwości. Obrażony, zbluzgany i zagrożony wróciłem do tubylczej mowy: - Masz? – Mam, - Masz? - Nie mam. – To masz! Ze setki narybku zostało może dwadzieścia (plus jeden sporych rozmiarów szczupak). Karawaną wróciliśmy do rzeczywistości.


30 lat to wiek stabilizacji, odpowiedzialności i rozsądku. Pomimo jednak tych trywialności wejść w ten okres bez szaleństw poprzedniego poziomu i bliskich mi ludzi to jak zaprzeczyć samemu sobie. Dziękuję zatem Oldze, Pawłowi, Kasi, Tomkowi, Paulinie, Piotrkowi, Gorolowi i Patrykowi (w kolejności oczywiście przypadkowej), za to, że mogłem uczcić tą okrągłą trójczynę z Wami – tak miłym towarzystwem z nutą szaleństwa, bez którego nie mogło się obejść.






Szczególne jednak podziękowania kieruję jednak w stronę Żanetki.... za pomoc w organizacji pikniku, a przede wszystkim za to skarbie że jesteś... :-*










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz