Tatry Zachodnie, 22-23.09 2012
Prognozy pogody nie rozpieszczały. Zero stopni przy
gruncie z przelotnym deszczykiem skutecznie odstraszyły nas od imprezy w
Podlesicach. Ku naszemu zaskoczeniu prognozy pogody w Tarach były obiecujące.
Długo na decyzję nie trzeba było czekać.... W składzie: Kasia, Paulina,
Piotrek, Patryk, Stryku i ja – startujemy!
Łamiąc nagminnie prawo
powietrzne, lądujemy w „zachodnich”. Plan zakłada, że w pierwszym dniu uderzymy
pod ziemię, natomiast po nieprzespanej nocy podziałamy na, bądź jak kto woli
„nad” ziemią.
Pierwszy dzień to akcja
w Kościeliskiej i zwiedzenie kilku turystycznych jaskiń.
Zaraz po zgaszeniu
pragnienia przy Lodowym Źródle, na pierwszy ogień idzie bezlitosna, oświetlona
lampami i bezmiar przedeptana Jaskinia Mroźna.
„Jaskinia we wschodnim zboczu Doliny Kościeliskiej w
Tatrach, w masywie Organów, 120 m ponad dnem doliny. Wejście do jaskini
znajduje się na wysokości 1100 m n.p.m., a otwór wyjściowy na wysokości 1112 m
n.p.m. Całkowita długość jaskini wynosi 560 m. Swoją nazwę zawdzięcza panującej
wewnątrz stałej, niskiej temperaturze (6 stopni w skali Celsjusza), powiewom
zimnego powietrza, a także białym naciekom na ścianach do złudzenia przypominających
szron”.
Źródło: Wikipedia
Za wyjątkiem
Kaśki i Stryka cała grupa przemknęła dzielnie przez mrok po czym odważnie
gasiła pragnienie. Wspomniana dwójka, jak twierdziła: „zatraciła się w ciasnych
czeluściach i straciła poczucie czasu, a miejscami i równowagi”.
Po wtóry kierujemy się w stronę Jaskini
Raptawickiej.
„Jaskinia w Dolinie Kościeliskiej w Tatrach.
Ścieżka prowadząca do niej znajduje się w odległości 4,4 km od Kir, 100 m
powyżej Skały Pisanej, w wapiennej turni, zwanej Raptawicką Turnią, po
zachodniej stronie doliny. Otwór jaskini, znajdujący się na wysokości ok. 180 m
powyżej koryta Kościeliskiego Potoku (1146 m n.p.m.) widoczny jest z drogi
prowadzącej dnem doliny. Wewnątrz jaskini panuje niska temperatura”
Źródło: Wikipedia
Po czym penetrujemy w niej nieliczne "ciasnoty" zwane korytarzami.
Niespodziewanie znajdujemy nowy gatunek nietoperza....
Zaraz przed Jaskinią
Mylną uzupełniamy płyny, które w tym miejscu niespodziewanie się kończą.
„Jaskinia Mylna – jaskinia
położona w Dolinie Kościeliskiej na wysokości około 1098 m n.p.m. Jest jedną z
ciekawszych jaskiń tatrzańskich, którą można zwiedzać bez przewodnika. Łączna
długość korytarzy wynosi 1630 m, jednak dla turystów została udostępniona tylko
300-metrowa trasa. Jaskinia została po raz pierwszy zbadana w roku 1885 przez
Jana Gwalberta Pawlikowskiego. Jest to poziomy ciąg korytarzy i niedużych
komór. Korytarze tworzą liczne rozgałęzienia. Brak nacieków, z wyjątkiem
mleczka wapiennego.
Jaskinia znajduje się w
masywie Raptawickiej Turni, tuż ponad Polaną Pisaną. W jaskini nie ma
sztucznego oświetlenia, należy więc zabrać ze sobą swoje źródło światła
(latarkę lub lepiej czołówkę). W lecie temperatura w jaskini oscyluje w
granicach +5°C. Zimą w części jaskini panują ujemne temperatury, co jest
skutkiem wykonania sztucznego przekopu”.
Źródło: Wikipedia
Aby dodać dramaturgii całej akcji układamy ze
Strykiem podstępny plan. Ja gubię grupę, a Stryku gwiazdorzy i nas ratuje.
Strat nie odnotowano.
Swojego
rodzaju wisienką na torcie ma być przejście przez Wąwóz Kraków i Smoczą Jamę na
przysłowiowego „suchara”. Tak też czynimy...
„Jaskinia w
Tatrach Zachodnich, właściwie krótki, stromy korytarz jaskiniowy przebijający
skałę na wylot, znajdujący się w dolnej części Wąwozu Kraków w Dolinie Kościeliskiej.
Jaskinia ma długość 37 m i jest tunelem wznoszącym się o 16,5 m[2]. Otwór wejściowy znajduje się na
wysokości ok. 1100 m n.p.m”.
Źródło: Wikipedia
Zwieńczeniem
aktywnego dnia, był równie aktywny wieczór. Dobrym wyczuciem czasu popisała się Żanetka, która w porę włączyła się do gry. Tańce, hulanki, a być może i swawole
towarzyszyły nam do późnych godzin nocnych. Niestety, z przyczyn ode mnie
„niezależnych”, niewiele mam w tym miejscu do powiedzenia :))
Drugi dzień to
eksploracja powierzchniowo-rowerowa Doliny Chochołowskiej.
Z podziałem na
zespoły „żeński” i męski działamy w okolicach schroniska. Padł Grześ i Rakoń i
co niektórzy z ekipy ;)
Wszystko co
dobre, szybko się kończy. Pozostaje mi w tym miejscu podziękować doborowemu
towarzystwie za rewelacyjnie spędzony weekend i kolejne „dziury w pamięci”.
DZIĘKI !!!
Czy znaleźli kapliczkę w Jaskini Raptawickiej? ;)
OdpowiedzUsuńNiektórzy nawet dwie ;)) Czy to od niej tak śmierdzi siurami?
OdpowiedzUsuń