Beskid Żywiecki,
21.01.2012
Po ostatnim dość intensywnym okresie penetracji
dziur przyszedł czas pooddychać świeżym powietrzem, poczuć przestrzeń oraz
nacieszyć się świeżym opadem śniegu. Turę na Babią Górę planowaliśmy z Tomkiem
od zeszłego roku. Niestety w tamtym sezonie była ona ciężka do zrealizowania ze
względu na kiepski warun śniegowy. Jednak po takich opadach śniegu musiało się
udać ;)
W sobotę o
godzinie 6:30 próbujemy wyjechać od Tomka. Mniej więcej 500 metrów od domu
pojawia się dialog:
-
Masz kijki? – pytam
-
Kuu.a zapomniałem.... wracamy...
Po 10 minutach mniej więcej w tym
samym miejscu:
-
Masz foki? – pytam delikatnie węsząc zarcik
-
Kuuuuu.a zapomniałem.... wracamy...
Po 20 minutach mniej więcej w tym
samym miejscu:
-
Masz gogle? – pytam ponownie choć wiem doskonale, że ma.
-
Kuuuuuuuuuuu.a!!!!
O godzinie 7:45 (a więc dość późno) startujemy z
Koszarawy w stronę Hali Mędralowej. Śniegu masakrycznie dużo. Szlak w ogóle nie
przetarty. Wbijając kijek wchodzi po rączkę (kije 125cm). Dookoła wszystko
oblepione śniegiem. Trzeszczące drzewa odwracają uwagę od dość mozolnego
podejścia. Powalone zaś pobudzają wyobraźnię. Jest pięknie...
Na Mędralowej
zachodniej odpinamy narty i nurkujemy po pas w śniegu. Po odpięciu fok i dość
trudnej próbie ponownego wdrapania się na narty, popełniamy pierwszy zjazd w
puchu w stronę Przełęczy Jałowieckiej. Następnie ujarzmiamy foczki i wyciskamy
z siebie ostatnie poty w długim, choć ciekawym podejściu na Małą Babią.
Wraz z
nabieraniem wysokości rośnie wiatr i spada temperatura. Widoczność pozostawia
wiele do życzenia, zaś pokrywa śnieżna jest naprawdę imponująca, o czym mogłem
się przekonać na własnej skórze. Wszędzie biało...
Przed ostatnim podejściem na
Babią postanawiamy schować się między drzewa i napić się ciepłej herbatki.
Wchodzę między oblepione drzewa i próbuje się odwrócić. Czuję jak tracę
równowagę, więc odruchowo łapię się igliwia... Oblepiona śniegiem masywna gałąź
zostaje mi w ręku. Wpadam pod choinkę i ląduję głową w dół. Narty zostały na
górze, a mój kadłubek oraz kończyny przysypał śnieg zalegający na choinie:
-
Toooomeeek !!! – próbuję wydusić coś z siebie przez śniech
-
Ku..a, gdzie Ty jesteś? – odpowiada stłumiony głos
-
No chyba gdzieś przed Tobą... mógłbyś mi odpiąć jedną nartę,
bo się za bardzo ruszyć nie mogę.
Dobry kompan odkopał i odpiął.
Zanim się wygrzebałem spod tego śniegu minęło dobre 20 minut. Śnieg miałem
nawet w majtach. Dawno się tak nie uśmiałem z siebie...
Kontynuujemy naszą turę w stronę MB. Na szczycie
kompletnie nic nie widać. Jest godzina 1:00. Postanawiamy zjechać na Przełęcz
Brona i zobaczyć co dalej. Marna widoczność nie zachęca nas do odwiedzenia
Diablaka. Postanawiamy wrócić na MB i cieszyć się zjazdem. Na Małej spotykamy
ekipę 2 turowców. Chwilę montujemy się do zjazdu. W międzyczasie zaczyna się
przejaśniać.
Zjeżdżamy... a
to już sama przyjemność... trochę przetartym przez nas szlakiem... trochę
między choiną... polaną... Po drodze zaliczam drzewo... Widoczność diametralnie
się poprawia.
Gdzieś po drodze mijamy grupę podchodzących turowców... Zrzuta
Panowie na flachę za założenie szlaku ;) Podczas podejścia na Mędralową wchodzę
w poważny monokonflikt z jedną z fok, która permanentnie zostawała z tyłu. Nie
przebierając w słowach przywołuję ździrę do porządku... Po 7,5 godzinach i 27
km szurania meldujemy się przy samochodzie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz