środa, 16 maja 2012

Wymaglowani


Tatry Zachodnie, 12.05.2012
 







 

-            Jaki Ty masz czysty kombinezon..., tak podejrzanie (wyraźnie wyartykułowane) czysty – rzuciła Agnieszka w stronę mojej skromnej osoby.
-            Bo ja się tak Agnieszko po prostu.... <pauza> opierdalam.



Jest południe. W składzie: Aga, Zocha, Marcin, Michał, Wacław i ja... zapierd...my Kobylarzowym Żlebem. Upał doskwiera. Kilkugodzinne podejście pod otwór daje się we znaki. Z północy nadciąga czoło niżu. O godzinie 1:00 wchodzimy do dziury. 




Kiedy ostatnia osoba wpina się do zjazdu widoczność spada do kilku metrów. Najpierw kilka nikczemnych kilkunastometrowych zjazdów – odpowiednio: 19, 11, 14 metrów. Pierwszą pięćdziesiątkę poręczuje Aga. W sumie 53 metry zjazdu w ładnej lufie. Następnie dwudziestometrowy trawers pod II pięćdziesiątkę poręczuje Michał. Drugi zjazd należy do mnie. Ogólnie akcja przebiega sprawnie. 


Podzieleni na dwie grupy: atakująco-poszukiwawczą i ubezpieczająco-konwersacyjną suniemy pod trzeci pięćdziesiąciometrowy zjazd pochylnią. Tutaj uważnie, gdyż jest dość krucho. Zjeżdżamy w „C” i wędrujemy do Sali Pod Płytowcem. 


Do tego miejsca jaskinia była bardzo obszerna. Zjazdy prowadzone były ogromnymi salami, a krótkie spacerowe korytarze nie sprawiały żadnych problemów. W tym miejscu zostawiamy jednak uprzęże i cały szpej. Dalej zabieram tylko aparat fotograficzny, który jak się okazuje przez większość drogi musiałem nieść w zębach. 



Dlaczego? Kolejne dziesiątki metrów pokonywaliśmy pełzając ciasnymi korytarzami z sali do sali. Miejscami było na tyle ciasnawo, że zastanawiałem się na ile kawałków człowiek jest wstanie się poskładać, aby przejść kolejny zacisk/korytarz, czy próg.
-                     Zocha, czy Ty tu jesteś dla zdrowia? – pytam uprzejmie znajomą....
-                     Chyba już nie – odpowiada zmęczonym głosem...
-                     Dla zdrowia? – ciągnę rozmowę – ale na pewno nie psychicznego.



Docieramy do Magla na około –320 metrów, co stanowi tegoroczny klubowy rekord głębokości. Pozostaje tylko pokonać przyjemnie ciasną kilkunastometrową pochylnię, aby przejść do Jaskini Śnieżnej. To akurat już odpuszczamy. Z pewnością trawers Śnieżna – Litworowa byłaby akcją godną, do której z się kiedyś przystawię. Na chwilę obecną robimy sobie pamiątkowe zdjęcie i zaczynamy odwrót. 



Droga powrotna ciągnie się niemiłosiernie. Brak przepinek w kilkudziesięciometrowych studniach powoduje wydłużenie się akcji:
-                     Zocha!!! Co tam robisz?
-                     Wiszę, dalej nie idę – odpowiada zmęczonym głosem kilkadziesiąt metrów nad ziemią.
-                     To wracaj! ;)

Ja z Michałem idziemy jako ostatni deporęczując, toteż nieco marzniemy na dnie i marzymy o ciepłej herbacie, która znajduje się w termosie jakieś 200 metrów nad nami. O godzinie 22:00 wychodzimy na zewnątrz. Ku naszemu zdziwieniu sypie śnieg. Do domu docieram niewiele przed godziną czwartą nad rankiem.

niedziela, 13 maja 2012

Pieski dzień

Jerzmanowice, 11.05.2012


Miaaaaał....




Migawka z akcji....



Wsadzili mnie do samochodu i kazali łapać tlen przez okno. Potem posadzili pod jakimś ogromnym kamieniem zwanym Psiklatką... O so chodzi? Nie mam pojęcia, bo było tam dużo miejsca do biegania. W czasie kiedy moi właściciele chodzili po ścianie i głupio się śmiali dyndając na jakieś długiej smyczy - ja odwiedziłem pobliski ogródek działkowy i poprzynosiłem sobie bale drewna do obgryzania, a także wylegiwałem się na karimacie, którą sobie przynieśli a w ogóle na niej nie siedzieli.  A to wszystko z nudów... Upał mi doskwierał toteż wypiłem całą butlę wody, a potem wychciewałem nieswoją. Kiedy skończyły się moje ciasteczka, zabrałem się za odświeżenie stóp mojej Pani, która trzymała Krzyśka na smyczy, więc daleko uciec nie mogła. Nie wiem dlaczego, ale strasznie jej się to nie podobało...?!






Ciągle w moim kierunku padały jakieś aluzje. Wspominali coś, że złoili Wariant Szczeniaka (IV) i Psią Trawkę (III). Dziwne zachowanie właścicieli zaczęło mnie niepokoić, ale nadal udawałem Super Burka (IV+). Doczepiali się również do mojego Psiego Instynktu (V). Kiedy obrazili mnie Psubratem (IV) zrobiło się całkiem poważnie. Padło również na próbę Psa Pogrzebanego (VI-), ale zwiałem pokazując im Psią Rysę (IV+). Najbardziej jednak zainteresowała mnie Bura Suka (V), gdyż wcześniej odświeżyłem swój sprzęt. Niestety musieliśmy już wracać....