Tatry Zachodnie,
24.03.2012
DŁUGOŚĆ:
ok. 4600 m.
DENIWELACJA:
ok. 176 m. (-16, ok. +160).
WYSOKOŚĆ OTWORÓW:
1120 i 1260 m n.p.m.
POŁOŻENIE OTWORU:
wschodnie zbocze Doliny Kościeliskiej.
„Jaskinia jest jedną z największych w Polsce. Korytarze
jaskini rozwinęły się poziomo na kilku piętrach połączonych obszernymi
studniami i kominami. Jest to również jedna z najsympatyczniejszych polskich
jaskiń i cel wielu jaskiniowych wycieczek. Dotarcie do jej końcowych partii wymaga
sporo czasu ze względu na bardzo dużą odległość i konieczność wykonania kilku
wspinaczek. W jaskini występują licznie malownicze jeziorka i syfony.”
www.sktj.pl
23.03.2012: Prolog
-
Witam Tomku, to o której po mnie przyjedziesz jutro?
-
O której po mnie Ty przyjedziesz? – słyszę w słuchawce.
-
Jak, ja? Czym? Ja nie mam samochodu, a Ty masz?
-
Ja też nie mam... J
-
Aha J
24.03.2012:
Po trudnej sztuce organizacji i osiągnięciu szczytów
logistycznej głupoty startujemy. Standardowa procedura wyjazdu i zalążki atmosfery
nienormalności... Lądujemy w Kirach. Pod otwór Zimnej idziemy może z godzinkę
spacerowym tempem. Przebieramy się, szpeimy i zaczynamy zabawę....
Wchodzimy
głównym otworem i przeciskamy dupy przez kratę. Zejście w dół totalnie
zalodzone. Zostawiamy rzeczy i bujamy się wąskim 800-metrowym korytarzem. Im
głębiej tym więcej lodu. I tak dość ciasny korytarz z zmniejszył swój przekrój
o połowę. Są miejsca w których trzeba ślizgąć ryjem o lodową ścianę, aby się
przecisnąć. Ze względu na mizerne rozmiary sprzęt nie powodował tarcia.
Największy problem stanowił wór Tomasza, który z jednej strony był ciągnięty, z
drugiej zaś pchany moim butem. Po tzw. „pięciu skłonach” lądujemy w dość
obszernych zalanych po kolana korytarzach, które pokonujemy w gumiaczkach. Tomasz
instruuje: „Tylko nie zamulaj”. Cokolwiek to oznaczało, nie dałem dupy.
Dochodzimy do
Ponoru, który w okresach przyboru wody odcina pozostałą część jaskini.
Dzisiaj
stan wody jednak, wbrew naszym wcześniejszym oczekiwaniom, nie jest niski, a na
pewno wyższy od naszych baletek. Stajemy przed dylematem: kąpiel w 5 stopniowej
wodzie i łażenie z mokrym dupskiem po dziurze, czy odwrót. Rozpatrujemy za i
przeciw. Osobiście mnie kusiło... Dylemat rozstrzygnęła propozycja Tomka: „To
co, jedziemy do Ciebie na imprezę?”. Nie przetrawił bym kolejnego weekendu
wyciętego z życiorysu. Rozbieram się... Tomek również daje się w końcu
przekonać.
Idę na wabika.
Woda kur...sko zimna i nader mokra. Cholewy w zębach, kombinezon pod bluzą,
majty na plecach. Jest mrok – jest rześko, zwłaszcza zaraz po wyjściu, kiedy
nie czuję kikutków u nóg. Tomasz kroczy za mną z worem zarzuconym na plecy –
wody po uda. Oczywiście jest głodny, więc gwiazdorzy. Oczywiście nie obyło się
bez poślizgu i mokrego dupska.
Po
reorganizacji „suchej” odzieży, człapiemy dalej. I tutaj zaczyna się prawdziwa
zabawa – kilka wspinaczkowych progów. Najpierw 13 metrowy Próg Błotny wyceniany
na V. W gumowych mokrych i ubłoconych trzewikach, rękawiczkach i twardym
kombinezonie przystawiam się do przeszkody. Pokonuje 3-4 metry, i zjeżdżam –
robi się przyjemnie ciepło. No bez jaj, przecież to tylko „piąteczka” –
powtarzam do siebie. Ściana cała mokra poprzecinana ciekami wodnymi nie sprzyja
tańczeniu. Kombinuje jak koń bez owsa połączonymi technikami wspinania, hakówki
i ..uj wie czego.
Na kolejnym Progu Wantowym znajduje się nawet IV-owa
przewiecha, co również czesze mój, i tak już zryty beret. Robię stanowisko,
Tomasz na sztywno wchodzi na płani. Kolejna przeszkoda to Czarny Komin
wyceniany na V (cześć dolna) i IV+ (końcowe fragmenty). Ostatnia przeszkoda to
taki kilkunasto metrowy Szklany Prożek. Jak sama nazwa wskazuje - ..rewsko
śliski i nieprzyjemny.
Całość trzech progów o długości 55metrów zakończona jest
wygodnym stanowiskiem. Ściągam Tomka.... Dochodząc stwierdza z uśmiechem:
„Przyjemna wspinaczka”. Co?! Jaka wspinaczka?! Przecież idziesz na przyrządach
do góry!!! To co ja wykonałem to nawet nie była wspinaczka. To było połączenie
wspinania, hakówki, kombinatorstwa i zaciskania zwieraczy.
Wypruty po
tych jakiś 80m wspinania, Beczkę i Biały Komin za III zostawiam Tomkowi.
Idzie
mu sprawnie i dość szybko dochodzimy osiągamy cel naszej akcji, czyli Chatkę.
Tradycyjne gotowanie wody i gawędy przy kawie.
Droga powrotna
szybko mija dzięki licznym zjazdom. Już po ponad godzinie meldujemy się przy
Ponorze, gdzie ponownie trzeba zmoczyć dupsko. Tym razem przechodzimy w
kombinezonach. Pozostaje już tylko pięciokrotnie się schylić i potrzeć ryjem po
lodzie. Tak też robimy. Po 7 godzinach wychodzimy z dziury. Z ulgą ściągam
mokre łachy. W dobrych humorach po 10 godzinach akcji wracamy do samochodu.
Krótka migawka z akcji:
Krótka migawka z akcji: