wtorek, 20 grudnia 2011

Na mokro...


17.12.2011, Tatry Zachodnie



DŁUGOŚĆ: 900 m
DENIWELACJA: 142 m (-108, +34)
WYSOKOŚĆ OTWORU: ok. 1393 m n.p.m.
POŁOŻENIE OTWORU: Dolina Miętusia, Mała Świstówka


 

OPIS JASKINI: Otwór jaskini o wymiarach 5x2 m przedzielony jest filarem skalnym. Z otworu systemem ciasnych korytarzyków dostajemy się po kilkudziesięciu metrach do niewielkich prożków. W lewo odchodzi ciasna Mylna Rura wpadająca do ciągu głównego w Sali Matki Boskiej. Ciąg główny prowadzi do niej przez kilka niewielkich prożków. Ze stropu Sali Matki Boskiej prowadzi w górę 34 m komin nie zaznaczony na planie. Sala ta jest systemem opadających progów o łącznej deniwelacji 12 m. Dalej ciąg główny łagodnie opada kilka razy gwałtownie zakręcając. W lewo odgałęzia się ciąg studni o łącznej głębokości ok. 30 m. Dalej korytarz wznosi się nieco i doprowadza do niewielkiego progu, a potem znowu opada. Dochodzimy do Rury. W jej stropie widoczne są wymyte przez wodę belemnity. Wchodzimy Rurą w górę. Po kilkunastu metrach główny ciąg rozwidla się. Prawa odnoga prowadzi poziomo na zachód, aż do zamulenia zamykającego dalszą drogę. Lewa natomiast opada Studnią nad Syfonami o głębokości 10 m do błotnego syfoniku. Ten i kolejny Syfon Paszczaka pokonać można na bezdechu. Dalej korytarz opada dwoma pochylniami do trzeciego syfoniku Salome. Za nim Kruchy Korytarzyk prowadzi nad studnię. Tu ciąg opada i rozgałęzia się. Obie odnogi kończą się zawaliskiem. Końcowe zawalisko pod II Studnią leży zaledwie 30 metrów nad partiami zawaliskowymi w Jaskini Miętusiej, której Miętusia Wyżnia kiedyś była częścią.
Żródło: www.sktj.pl



 żródło: www.kktj.pl



            Po przyśpieszonym okresie rekonwalescencji lewego kikuta nadszedł czas na testing w akcji. Po dwóch opuszczonych wyjazdach kursowych w Tatry postanawiam kolejnego nie odpuścić. Pewne wątpliwości nadeszły wraz z perspektywą zrobienia tego na sucho. Na szczęście zostały one natychmiast rozdmuchane dwoma argumentami: pogodą (miało sypać), oraz możliwością zmoczenia dupy w kilku syfonach. Wiadomo: „Jest mrok – jest rześko!!!”


Z Bielska wyjeżdżamy dość późno, bo po godzinie 6 w składzie: Tomek, Agnieszka, Zocha, Piotr. Po wejściu do samochodu burzę sielankę drzemania i zaczynamy głupio gadać. Po drodze zmuszony jestem przez pozostałą część ekipy do wypicia kawy... co skutkuje spóźnieniem się na zbiórkę u wylotu Doliny Kościeliskiej. Czekają na nas: Patrycja, Jacek, Marcin, Honka, Filip, Adam, Michał and Piotr, a także Grupa Podgrzewaczy Jedzenia Klubu Taternictwa Jaskiniowego w Bielsku-Białej w składzie: Frytka & Marcin. Kierownikiem wyjazdu jest Tomek. Drugim nie przemęczającym się instruktorem jest Jurek.

W tak stricte wycieczkowym składzie ruszamy w stronę nory. Śnieżek prószy, temperatura ujemna w normie, robi się rześko, idzie się żwawo. Wraz z nabieraniem wysokości przybywa śniegu i ubywa ubrań. Wchodzimy do żlebu. Tomek zastępuje Tomka w torowaniu. Pierdo...my się z kosówką i w kosówce. Wreszcie podchodzimy pod dziuplę. Ze względów taktyczno-prozaiczno-logistycznych zostajemy podzieleni na dwie grupy. Pierwsza grupa, do której zostałem oficjalnie przydzielony przez jej przewodniczącego Jurka do której zaliczono również: Tomka, Agnieszkę, Patrycję, Jacka i Marcina, a wsparta Grupą Podgrzewaczy uderza do Wyżniej Miętusiej. Pozostali zwiedzają inną, dość okazałą grotonorę. 

Po oszpejeniu się ruszamy. Najpierw systemem dość ciasnych korytarzy. 



Gdzieniegdzie trzeba się schylić, przyklęknąć, poczołgać się, a czasami przecisnąć przez jakiś zacisk. 



Tarcie ogromne – wszystko na sucho. Znalazł się również malutki zjazd w Sali Matki Boskiej. 




Następnie znowu czołganko....




 Niedługo po tym Frytka i Marcin (Sekcja Podgrzewaczy Jedzenia KTJBB) odłączają się od grupy, aby zaporęczować zjazd na Suche Dno. 




Reszta w Rurze podąża dalej. Dochodzimy do Studni nad Syfonami. Tutaj czeka nas jakieś 10 metrów zjazdu – poręczuje Tomek. Po czym dochodzimy do głównej atrakcji dzisiejszego dnia, czyli Błotnego Syfonu. Zastajemy dość wysoki stan wody. Na szczęście na miejscu jest butelka i wiadro do lewarowania. Oczywiście można ów syfonik przejść na bezdechu, ale podobno jest to nie polecany sposób przejścia. Tak więc postanawiamy wybrać wodę. Praca grupowa wre! Po uzyskaniu głębokości kałuży, postanawiamy się prześlizgąć. Całe szczęście na mokro i bez zabezpieczenia. Zacisk dość ciasny. Uczucie wody wlewającej się do gaci – bezcenne. 




Wszyscy grzecznie moczymy dupska. Po kąpieli czeka nas 5-metrowy zjazd i kolejna przeszkoda – Syfon Paszczaka. Niestety zastajemy w nim bardzo wysoki stan wody. Rozochocony poprzednia gimnastyką na mokro próbuję chociaż zerknąć w głąb. Widać jedynie prześwit około 5-10cm. Odpuszczamy lewarowanie wody ze względów czasowo-organizacyjnych (druga grupa już w tym czasie weszła do jaskini na Suche Dno). Powoli zaczynamy wycof. W oddali słychać nawoływanie: „Bierzesz wór i zapierd...asz!!! Rozśpiewaną grupę turystów spotykamy przy zlotowej studni.



My zahaczamy o dno, a druga grupa moczy się w błocie. Przy zjeździe zrzucam tradycyjnie kamień wielkości pięści. Na szczęście Tomasz zdążył się schować za wantę. Po wyjściu z jaskini zerkamy również do tej drugiej grotonory, jak się okazało dość pokaźnej. Miejsce idealne do przebrania mokrych ciuchów oraz wypicia ciepłej herbaty.

Sama jaskinia wydaje się być dość ciekawa przede wszystkim ze względu na trzy syfony. Biorąc pod uwagę rozwiązania logistyczne podczas ich przejścia przy wysokim stanie wody, jaskinia godna polecenia dla lekko szalonych ;) i na pewno jeszcze ją odwiedzę.


Z pozdrowieniami dla części szalonych kursantów SBB 2011...


 




czwartek, 8 grudnia 2011

Pierwszy oddech...


Bielsko-Biała, 7.12.2011

  

        Proces rekonwalescencji trwa... Kikut, choć już nie ten sam co kiedyś, z dnia na dzień pozwala przesunąć horyzont...

Na zajęcia pokazowe szkoły nurkowania Eden Sport zaprosił mnie mój znajomy sąsiad – nurek. Od dawna zerkam łapczywie w tą stronę, tak więc długo nie trzeba było mnie namawiać. Najpierw krótkie szkolenie naziemne dotyczące komunikacji pod wodą. Następnie ubranie całego sprzętu (jacket z butlą, aparat, płetwy, maska), który waży ponad 30kg. Na szczęście w wodzie jest to nie odczuwalne, choć znacznie obniża zwrotność i dynamikę. Po ubraniu zbroi następuje krótka instrukcja obsługi i przedstawienie planu działania w cieczy. A potem maska na gały, aparat w paszcze i...

Zanurzam się... Choć jestem na głębokości 1,3m czuję się niejako przytłoczony całym tym sprzętem. W tym właśnie miejscu następuje pierwszy przełom – zaufanie całemu ustrojstwu i wzięcie oddechu pod wodą. Pierwszy oddech to niesamowite uczucie łamania bariery racjonalności. No jak można oddychać pod wodą? A jednak... Na początku mój oddech jest bardzo krótki i szybki. Ruszamy do przodu... Instruktor towarzysząc mi przez całą długość basenu reguluje poziom powietrza w kieszeniach balastowych określając tym samym głębokość zanurzenia. Wdech – wydech, wdech – wydech... próbuję ustabilizować oddech. Wydaje się to trywialne, aczkolwiek takie nie jest. Po prostu trzeba się z tym oswoić. Pierwszą długość basenu robię w asyście instruktora, po czym dostaję do ręki regulator poziomu powietrza i płynę sam. Choć basen ma zaledwie 25m x 12,5m x 1,8m mam poczucie niezwykłej wolności. Niczym nie skrępowany robię jeszcze 6 długości. Za każdym razem dostrzegając więcej szczegółów. Wdech – wydech.... oddech przyjemnie się ustabilizował... głuche dźwięki dobiegające z pływalni, przerywane są odgłosem wypuszczającego przeze mnie powietrza. Kołysany stanem nieważkości i bąbelkami relaksuję się... Luz...